Przejdź do treści Przejdź do stopki

Artur Panczakiewicz – „Cisza”

Opowiadam o ciszy poprzez fotografię. Inspiracją jest utwór Johna Cage’a 4’33” – jego partyturą mogłyby być białe kartki. 

Cisza w muzyce, mająca swój ciężar i objętość, jest ważna, bo stwarza przestrzeń na wybrzmienie emocji. Cisza pozaakustyczna, cisza krajobrazu wewnętrznego, jako stan świadomości, jest tą, która kieruje nas ku sobie samym. Cisza milczącego kosmosu, harmonia sfer tak doskonała, że nie jesteśmy jej w stanie usłyszeć. 

W ten oto sposób cisza stała się tematem przewodnim moich poszukiwań fotograficznych. Trzy fotografie, które wykonałem, są nierozerwalnie związane z rozważaniami o ciszy, które sam ze sobą prowadziłem.

Cisza jako niezbędny element muzyki

Na temat znaczenia ciszy jako niezbędnego elementu dzieła muzycznego powstało już sporo opracowań. Jednakże nie to jest istotne, co napisano, ale fakt, że jako meloman przy okazji projektu „Biała kartka”, który zrealizowałem w szkole fotografii Karola Krukowskiego, zacząłem zastanawiać się nad tym zagadnieniem – nie w ujęciu naukowym, muzykologicznym, ale jako ja, odbiorca muzyki. 

Czym dla mnie jest cisza w muzyce? Jest istotna do tego stopnia, że jej odkrycie jako niezbędnego elementu umożliwiającego odbiór muzyki staje się objawieniem. Przecież to w ciszy wybrzmiewają emocje „przy-muzyczne”; jest ona miejscem na dopowiedzenie tego, czego muzyka nie przekazuje bezpośrednio. Posiada  ciężar oraz objętość odpowiednio dobraną przez kompozytora. Potrafi mieć swoją gęstość, barwę, a nawet temperaturę. Umiejscawia się na osi czasowej wykonania utworu w wielu miejscach. Może być przed-muzyczna, stanowić wewnętrzną tkankę, na której rozpięte są akcenty dramaturgiczne, aż wreszcie, po-muzyczna, daje przestrzeń słuchaczowi na przeżycie często skrajnych emocji. Cisza, będąca niesłyszalnym głosem muzyki, ma również swoje proporcje w stosunku do dźwiękowych elementów utworu.

W końcu zapragnąłem zobaczyć ciszę jako obiekt fizyczny. Skoro poddaje się ona takiemu eksperymentowi myślowemu – mogłem ją sprowadzić do bytu mierzalnego instrumentami naukowymi w skali makro – to znaczy, że musi istnieć fizycznie. Znalazłem ją w klasztorze Augustianów w Krakowie. Cisza leży nieruchoma w krużgankach i czeka, aż zostanie ponownie wykorzystana podczas koncertu. Jest to jedno z tych miejsc, gdzie cisza przy-muzyczna dotyka mnie bardzo intensywnie. Nieraz miałem możliwość słuchania niezwykłych wykonań właśnie w tym miejscu.

Artur_Panczakiewicz, Kamień, z cyklu _Cisza”

Cisza krajobrazu wewnętrznego

To rodzaj ciszy będącej dla mnie stanem świadomości. Jest niesłyszalnym głosem muzyki duchowej. Pozaakustyczna i niefizyczna. Związana z momentami osiągania wewnętrznej harmonii i spokoju. Niczym Boecjańska musica humana. Kierująca ku sobie, ku wnętrzu – cisza kontemplacji. Jest wyjątkowo milcząca. Ale równocześnie nie domaga się żadnych akustycznych dopowiedzeń. W takich stanach się tylko bywa. Czasami. Chyba że przebywa się w miejscu będącym poza czasem i poza rzeczywistością otaczającą większość z nas. W miejscu, gdzie cisza ta jest codziennością, ale nie rutyną. Jest przestrzenią, gdzie można prowadzić szczery dialog z samym sobą, nieśpiesznie. Wbrew pozorom, nie zawsze jest to komfortowa sytuacja. Takim miejscem jest dla mnie klasztor Ojców Kamedułów na Bielanach w Krakowie. 

Artur_Panczakiewicz, Mur i drzewa, z cyklu _Cisza”

Cisza harmonii wszechświata

Fakt niemalże oczywisty. Przecież w przestrzeni kosmicznej dźwięki nie mogą się rozchodzić. Panuje tam całkowita cisza. A jednak, podążając za Pitagorasem, chciałoby się usłyszeć tę wspaniałą muzykę sfer. Jednakże jest to doświadczenie dla nas niedostępne. I tak już pozostanie. Ta odwieczna cisza kosmosu wybrzmiewa we mnie i napawa lękiem, ale również ekscytacją. Polifonia skrajnych emocji gra tam, w środku. Często chodzę na spacer lub biegam po pobliskim lesie. Tuż przed zmrokiem kopiec, który się w owym lesie znajduje, od zawsze budzi we mnie jedno mocne skojarzenie. Wygląda w swym majaczącym w ciemnościach zarysie jak lądujący w przenikliwej ciszy majestatyczny statek kosmiczny. Może latający spodek kiedyś faktycznie wyląduje i ktoś lub coś, co nim przyleci, pozwoli mi usłyszeć ową harmonię sfer. Może będzie ona, na przekór Pitagorasowi, zupełnie nowym, niespotykanym dotąd doświadczeniem ciszy, a nie muzyką w sensie dosłownym? Chciałbym kiedyś rozwiązać tą zagadkę.

Artur_Panczakiewicz, Kopiec, z cyklu _Cisza”

Skomentuj

This Pop-up Is Included in the Theme
Best Choice for Creatives
Purchase Now