Przejdź do treści Przejdź do stopki

Jak myśleć o niebieskich migdałach?

Opisując przyjemność płynącą z obrazów, mogę posłużyć się jedynie słowami. To mój zestaw narzędzi na dzisiejszy letni poranek, żeby wyrazić to, co jest przedmiotem doświadczeń. Do zbudowania tego tekstu posłużą mi obrazy, które pojawią się w trakcie jego pisania. Będę za nimi podążał, bo wierzę, że mają najwięcej do powiedzenia w kwestiach, które ich samych dotyczą. Odnalezione po drodze będą więc zapisywać swój autoportret w moich słowach.

Pamiętam, że od zawsze nadmiernie oddawałem się swoim myślom. Znikałem wtedy ze świata, albo po prostu pojawiałem się w innym. Dorośli często mówili, że „myślę o niebieskich migdałach”. Kiedy wypowiadali te słowa, w mojej głowie nigdy nie pojawiał się obraz niebieskich migdałów. Nie widziałem ani jednego i myślę, że to bardzo ważne odkrycie. Często bowiem czujemy słowa lub znane nam wyrażenia inaczej niż można by się było spodziewać po ich desygnatach. Chociaż wtedy pewnie nie wiedziałem jeszcze, czym są migdały, bo głównie jadaliśmy orzechy włoskie rosnące za moim blokiem, i tak czułem te słowa inaczej niż to, do czego się odnosiły. Nigdy nie pojawiał się błękit. Nigdy nie zobrazował się migdał. Jeśli mam być szczery, „niebieskie migdały” wywołują we mnie obraz bliższy wiórkom kokosowym niż rzeczonym migdałom. I w dodatku w mojej głowie są one dość suche, niewarte zamyślenia – po prostu smutne (blue)

Mitchell w swojej książce „Czego chcą obrazy” zadaje pytanie o to, co w rzeczywistości obraz ma wspólnego z człowiekiem, czy może odpowiedzieć, zareagować, „zachować się” we właściwy lub niewłaściwy sposób?

Można powiedzieć, że słowa układają się w naszej głowie natychmiastowo, intuicyjnie, na kształt czegoś znajomego. Przykład z niebieskimi migdałami miał pokazać, że nie zawsze jednak obraz mentalny wywołany przez jakieś słowa must fit like a glove lub pasować jak ulał (frazeologizm od słowa ulać – np. ulać coś z roztopionego metalu). Mamy tu niedopasowanie „płynnego” obrazu względem formy-matrycy, czyli nas. Pokazuje to w prosty sposób jego żywotność i naszą wolność w kreowaniu imperium myślo-kształtów. Nawet wbrew temu, co słyszymy lub… widzimy. Żywotność wcale nie nazbyt metaforyczną, bo faktycznie wręcz biologicznie potwierdzoną. 

Właściwie najlepszą definicją czegoś żywego jest proste stwierdzenie dialektyczne: żyje to, co może umrzeć

Czy obrazy przypadkiem nie są żywe dopóki my żyjemy? Chyba łączy nas jakaś niewytłumaczalna więź z amorficznym bytem, symbiotycznym żyjątkiem, które w każdej sekundzie przybiera nową postać.
Całkowicie uczciwe wydaje się więc pytanie Mitchella – czy obraz prowadzi nas „dalej” albo kroczy „przed nami”?

Pozwólcie się na chwilę prowadzić obrazom, które zaraz dla Was wydłubię wprost z mojej głowy. 

Michał Bugalski, bez tytułu, z cyklu Nie chcę iść spać 2013(1)

Pamiętacie zieleń ławek na szarych podwórkach? Po kilku godzinach upalnego popołudnia nagrzewały się do tego stopnia, że dotykanie ich sprawiało kąsający ból. Iskrzenie na skórze. Codziennie można było wyryć nowy ślad, kilka kresek układających się w imię albo tajemniczy znak naszej obecności. Teraz pojawiła się śliwka obracana w dłoni, ścierającej niebieski nalot na skórce. Pod wierzchnią warstwą kryje się ciemniejsza, połyskująca jak para odświętnych butów. Kiedy rozerwiesz ją na pół, usłyszysz odgłos. Jakby ktoś zaszeleścił Ci we włosach (ściśnij w tym momencie swoje lub czyjeś pasmo i delikatnie potrzyj koniuszkami palców). Trzymaj je i zataczaj małe kółka. Ja czuję coś suchego. Pola pełne beżowych kłosów zamieniają się właśnie w rozsypane na biurku pachnące trociny. 

Kiedy wrócisz do śliwki i włożysz ją do swoich ust, możesz poczuć słodycz, którą nagle przerywa ostry smak przegryzionego robaczka. To pierwsze rozczarowanie w Twoim życiu. Widzisz teraz stalowe pręty, bo rozgościł się w Tobie metaliczny posmak. Ale nie trwa to zbyt długo. Już wkrada się myśl o wypastowanych butach, o których przypomniała Ci powierzchnia śliwki, kiedy jeszcze można było jej ufać. Na czubku buta odbija się cały Twój pokój. Widzisz zdeformowany kształt żyrandola. Możesz pomachać do samego siebie albo wystawić język. Właśnie odbiłeś się w lustrze swoich myśli i możesz już wracać do domu. 

Michal_Bugalski, bez tytułu, z cyklu Nie chcę iść spać 2013 (4)

Była to próba wywołania w Was czegoś na kształt synestezji. A miała posłużyć do tego, by na chwilę zastanowić się, czy przypadkiem nie jesteśmy niezwykle uzdolnionymi istotami. Możemy przecież czuć obrazy. Możemy je słyszeć i wąchać. Wzdrygać się i czuć dreszcze. Możemy przypomnieć sobie obraz kałuży, w której po raz pierwszy postawiliśmy bosą stopę. I będzie ona o wiele głębsza od Oceanu Spokojnego. Gdy do niej wchodziliśmy, towarzyszył nam czas i świadomość, która się w nim rozgrywała. Wycięcie takiego prostego zjawiska z linii czasu naszego doświadczania sprawia, że moment nabiera na intensywności. Musi pomieścić się w sobie. Połknąć np. swój zapach, temperaturę i odcień powietrza, czasem nawet osobę, która przypadkiem stała się świadkiem naszej zabawy.

Możemy ten proces zapamiętania porównać do tworzenia folderu rar, skompresowanego do granic możliwości, aż stanie się chwilą – drobnym ukłuciem. To, co nieważne idzie do kosza, który sam się opróżnia. Do takiego folderu możemy w każdej chwili wejść i rozpakować setki plików ugoszczonych pod jednym tytułem. Jeśli nabierzesz wprawy to z łatwością będziesz mógł/mogła przeskakiwać między plikami w różnych folderach, a nawet przechowywanych na różnych dyskach. Myślę, że dlatego kiedy idziesz przez centrum handlowe i poczujesz znajomy zapach z przeszłości, możesz przez najbliższe pół godziny wspominać wakacje spędzone w domku nad jeziorem i czuć powtórnie przyjemność z rozpalonego ogniska.  

Michał Bugalski, bez tytułu z cyklu Rozpoznanie, 2015

W naszych domach przechowujemy ulubione obrazy zamknięte w przedmiotach albo na nich wyświetlone, niejako wyryte. Obok albumów ze zdjęciami dziadka z naddartą perforacją, wyglądającymi jak święte, nadgryzione dawno temu opłatki, gromadzimy i te, zawierające reprodukcje z odległego świata – zakonserwowanych werniksem płócien z Luwru czy nigdy nie odwiedzonych miejsc w Australii. Obrazy, które posiadają w sobie zapis Obrazu przez duże „O”, czyli nieuchwytne widmo znajdujące się poza tym, co jedynie widzialne i zrozumiałe traktujemy z namaszczeniem. 

Z ciałem jego obchodzono się prawie jak z duszą.

Istnieją fotografie, które przechowują Obrazy, a ich materialność staje się dla nas zabalsamowanym ciałem. Artyści wizualni bardzo często nieświadomie stają się „skrybami archetypu”. Ofiarowując nam Obraz przypominają o przyjemności bezpośredniego doświadczania świata. Uświadamiają, że każdy z nas jest „człowiekiem obrazów” – un homme dimages.

Dlaczego tak bardzo potrafimy obrazy sztuki obdarzać miłością, fascynacją lub strachem? Przypominają nam one o naszej zdolności patrzenia przez rzeczy i dotykania Obrazów. Przypominają o myśleniu, które graniczy z czystym przeżywaniem świata, o naszej naturalnej „mądrości poetyckiej”

Taka bowiem była zapewne metafizyka ludzi pierwotnych, całkowicie niezdolnych do rozumowania, obdarzonych ogromną zmysłowością i bogatą wyobraźnią (…) Była ona poezją, to znaczy płynęła z ich zdolności wrodzonej, sama natura bowiem obdarzyła ich takimi zmysłami i taką wyobraźnią. Zdolność ta rodziła się z nieznajomości przyczyn: wszystkie zjawiska, których przyczyn nie znali, budziły w nich zdziwienia i głęboki podziw.

(…)

Artysta jaskiniowy nie dopuszczał do głosu rzeczy nieistotnych. W sztuce jaskiniowej rysunek jest pewnego rodzaju pismem. Stąd też moje przypuszczenia dotyczące roli przypominania zjawisk. Nasz umysł odcina to, co nieistotne pozostawiając czyste doznanie – Obraz. 

Wobec tego, co nas porusza, zdajemy się być zawsze dziećmi. Przypomnijcie sobie ten czas, kiedy wszystko było nowe, a terytoria naszych domów, wiosek i osiedli wydawały się niezbadanym wszechświatem. Nasączaliśmy się wtedy Obrazami, kierując maksymalną akceptacją i zjednoczeniem wobec tego, co ustawiało się wobec nas jako zewnętrzny świat.

Nietrudno dostrzec, że we wszystkim tym pobrzmiewa jakiś rodzaj magii, bardzo zwyczajnej i naturalnej, bo związanej z naszym codziennym sposobem zapisywania i gromadzenia treści. Niedawno, zupełnie przez przypadek (czy istnieją przypadki skoro zawsze nadajemy im jakieś znaczenie?), natknąłem się na książkę dotyczącą tajemnej wiedzy Kahunów – ludu z najdalszej części Polinezji. Byli to magowie starych czasów, kapłani, których mądrość została wypleniona przez chrześcijańskich misjonarzy. Zainteresował mnie szczególnie rozdział dotyczący zapoznania się z naszym niższym Ja. W kontekście moich poprzednich rozważań możemy uznać, że jest to dokładny opis relacji z podświadomym aparatem rejestrującym Obrazy. 

Kiedy mówimy o niższym Ja, wiązanym z podświadomością, wcale nie oznacza ono niżej usytuowanej świadomości w odniesieniu do wartościującego sądu. Jest po prostu stojącym najniżej spośród innych trzech świadomości – jest pierwotne, przed-ewolucyjne. Uhinipili – bo tak Kahuni nazywali tę istotę duchową – siedzi w ciele jak obsadka pióra w skuwce, sterując procesami naszego fizycznego ciała oraz gromadząc emocje. Odbiera także wszelkie wrażenia zmysłowe, przekazując średniemu Ja do oceny.

Niższe Ja rejestruje wszystkie wrażenia i myśli. Można by powiedzieć, że (…) produkuje drobniutkie formy, tak jak zapisuje się dźwięki na płycie gramofonowej lub słowa na papierze. Dźwięki, wrażenia wizualne, myśli i słowa docierają w grupach, które składają się z pojedynczych wrażeń połączonych ze sobą. Kahuni symbolizowali je jako kiście małych, okrągłych gronek w rodzaju porzeczek lub winogron. Normalnie te mikroskopijne grona (…) są przechowywane w tej części widmowego niższego Ja, która przenika umysł lub jest z nim tożsama. (…) Często używane wspomnienia niższe Ja wydobywa prawie natychmiastowo z pamięci i podaje je średniemu Ja na jego żądanie. Stąd odnosimy wrażenie, że w rozmowie czy podczas pisania zawsze dysponujemy wszystkimi wspomnieniami.

Michał Bugalski, bez tytułu, z cyklu Zjawiska wirujące i mętne, 2019

Ciekawe wydaje mi się także budowanie relacji z naszym niższym Ja, o którym czytałem na kolejnych stronach książki. Max Freedom Long opowiada o tej istocie jak o naszym wewnętrznym dziecku, z którym możemy się bawić lub, które może się na nas obrazić na amen. Jedną z form zabawy jest właśnie kontakt polegający na podsyłaniu zapomnianych obrazów do naszej świadomości. Rzeczywiście czasem bawiąc się w obszarze prywatnego folderu rar (tak jak nieco wcześniej racząc Was obrazami śliwki i buta), zastanawiałem się czy to aby nie ja w postaci małego chłopca wyprawiam się do archiwum po zdobycze dla siebie z tu i teraz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie faktyczne poczucie rozdzielenia na dwie osoby. Chłopiec bawi się w przeżywanie świata na nowo. Tak jak kiedyś, wszystko pokazując mi po raz pierwszy.

Źródła form ludzkiego współżycia przeniknięte są zabawą, o czym dostatecznie rozpisał się J. Huizinga w książce Homo Ludens. Moim krótkim tekstem chciałem zwrócić uwagę na możliwość wejścia w głębszą relację z samym sobą. Możesz to potraktować jak zachętę do zapatrzenia się w siebie, by nawiązać więź z odbiciami świata. Zabawa może stać się narzędziem do odkrywania przyjemności, w której zasady gry ustalane są przez Obrazy. To one decydują, w którą stronę pobiegniesz za swoim pragnieniem i czy odbijesz piłeczkę. Jednocześnie, jak to w zabawie – z każdym kolejnym ruchem stajesz się lepszym zawodnikiem. W tym wypadku bardziej wrażliwym, który z uważnością i ciekawością przygląda się światu, sobie i światom w sobie.

 1. Kurz, Ł. Zaremba, Potęga i nędza królestwa obrazów. Animistyczna ikonologia W. J. T. Mitchella, w: W. J. T. Mitchell, Czego chcą obrazy?, s. 14

  2. W. J. T. Mitchell, Czego chcą obrazy?, s. 84

 3. W. J. T. Mitchell, op. cit., s. 118

4.  R. M. Rilke, Przeżycie, w: Druga strona natury. Eseje, listy, pisma o sztuce, s. 139, w: W. Juszczak, Poeta i mit, s. 25

5.  W. Juszczak, op. cit., s. 7

6.  Ibidem, s. 11

7.  G. Vico, Nauka nowa, s. 167, w: W. Juszczak, op. cit., s. 11

8.   T. Merton, Mistycy i mistrzowie zen, s. 262-265, w: W. Juszczak, op. cit., s. 17

9.  M. F. Long, Wiedza tajemna w praktyce, s. 25

10.  Ibidem, s. 26

Skomentuj

This Pop-up Is Included in the Theme
Best Choice for Creatives
Purchase Now