Transgresja – Magda Hueckel i georgia Krawiec
Jestem, istnieję, żyję. Trzy słowa, z których żadne nie przybliża nas do tajemnicy naszej
egzystencji. Ja i moje ciało, świat i moja w nim rzeczywistość. Wiekuiste lekcje ciemności*.
Ciało jest wizualnym świadectwem naszego jestestwa, pomostem między duchowym wnętrzem
a zewnętrznym światem materialnym. Wyjątkowo zdarza się człowiekowi nawiązać
nić porozumienia z jednostkowym – innym – wnętrzem i aż dziw bierze, ile zbiorowych
szaleństw, ideologii oraz utopii zdobywało przez wieki nasze zaufanie.
Wierzący i laicy jednako, przerażająco
osamotnieni błądzimy po niewidzialnych
rusztowaniach konstruowanego
w morderczym wyścigu nacji i pokoleń
diabelskiego sarkofagu życia. W świecie
współczesnym śmierci nie grozi bezrobocie,
choć jej istnienie i aktywność
wstydliwie skrywamy w niej lub gdzie
indziej. I o ile w ogóle zaprzątamy sobie
nią głowę, to wówczas gdy jest katastroficzna
albo wielka. W czasach tryumfującej
apologii młodości, kultu ciała,
urody i seksualności – śmierć, która towarzyszy
każdemu od narodzin, została
ukryta w przestrzeni przemilczenia
i chyba jedynie sztuka potrafi stawać
z nią twarzą w twarz. A jeśli coś nowego
pojawiło się w tej materii, to fakt, że do
rozważań o niej coraz częściej i śmielej
przymierzają się młode kobiety. Wprawdzie
wiek XXI przepowiadano epoką kobiet;
tym niemniej zaskakujące wydaje
się odwracanie przez płeć piękną roli
zwierciadła i kierowanie go nie ku narcystycznej
próżności, lecz w nieunikniony
koniec własnego istnienia.
„Autoportrety obsesyjne” Magdy
Hueckel wydają się zgaszone, tak jakby
uszło z nich prawie całe światło, a pozostał bezbrzeżny, spopielały cień smutku.
I choć są to nałożenia fragmentów jej
ciała i rozkładających się roślin czy też
owoców, skojarzenia z gasnącą duszą
nie dają się łatwo i bezboleśnie przepędzić.
W jakiś sposób jej prace przypominają
ilustracje tajemniczych chorób
z pamiętnika emerytowanego dermatologa.
W warstwie wizualnej obsesje
zdają się koncentrować na kruchości
powłoki zakrywającej pulsującą pod
nią świadomość życia i nieustannego
procesu obumierania. Młode, piękne
ciało artystki pokryte szpetnymi plamami
i zmarszczkami gnijących owoców
przywołuje na myśl starość, a więc zarazem
pewną mądrość. Owoc wszakże
skrywa nasiona i podobnie jak kobieta
jest przechowalnią dla przyszłego życia.
Warzywo może też tu oznaczać człowieka,
żyjącego w sensie biologicznym,
ale bez możliwości kontaktu z naszym
światem – wegetującego. Ponure i prawdziwe
do bólu zarazem…
georgia Krawiec w swoim „Exodusie”używa zupełnie innej, ironiczno-szyderczej tonacji nieco surrealnego utworu żałobnego. To, co przede wszystkim łączy obie artystki, to pewna doza szaleństwa i objawienia śmiertelności ze wszystkimi mogącymi jej towarzyszyć lękami czy obsesjami. Obie też konsekwentnie posługują się mroczną techniką low key** przynależącą nastrojowo do gatunku nokturnów. Fakt posłużenia się przez georgię kamerą otworkową jest w tym przypadku tyleż zabiegiem teatralizującym powagę śmierci, co sugestią powrotu do źródeł istnienia, tak człowieka, jak i obrazu. W swej istocie może to być wręcz rodzaj performance zniewolonego przez powłokę rewolucyjnego ducha, albo rodzaj Księgi niewysławialnych, niemych pytań…
(Jest to fragment tekstu do katalogu
wystawy Magdy Hueckel i georgii Krawiec
zatytułowanej „Transgresja”, której
wernisaż odbędzie się 1 kwietnia 2011
w galerii FF w Łodzi)
- Leçons de ténebrès (lekcje ciemności,
mroku) w tradycji katolickiej symbolizują
samotność Chrystusa opuszczonego
przez apostołów.
** Low key (niski klucz) w fotografii technika
bazująca na użyciu w obrazie przeważającej
części ciemnych tonów.
Artykuł ukazał się w numerze 35 „Kwartalnika Fotografia” w 2010