Przejdź do treści Przejdź do stopki

Surrealistyczne pejzaże Nökkvi Elíassona

Duński pisarz Peter Hoeg napisał, że każde pomieszczenie służące jakiejś formie wspólnoty opuszczone staje się nierzeczywiste…

Kiljan Halldorsson

– Jestem amatorem fotografii żyjącym w Reykyawiku. Moją fotograficzną karierę zacząłem 20 lat temu, głównie koncentrując się na fotografii czarno-białej. Podczas ostatniej dekady moje fotografowanie skoncentrowałem na opuszczonych farmach i innych porzuconych zniszczonych budynkach – tak na stronie internetowej pisze o sobie Nökkvi Elíasson.

I ma absolutną rację – jest amatorem fotografii, w tym drugim, lepszym znaczeniu (pierwsze to antonim zawodowca), w którym amator to miłośnik, entuzjasta. Nie mam zupełnie pojęcia, jak to się stało, że zaczął fotografować opuszczone farmy, ale zestaw, który stworzył, zapewnił mu dość mocną pozycję w fotografii islandzkiej, dał mu rozgłos, czego uwieńczeniem było wydanie tych fotografii w postaci książkowej.

Nökkvi Elíasson, z cyklu Deserted farms

Tym, co uderza podczas przeglądania albumu, jest przeraźliwa pustka – jak u surrealistów; nie ma drzew, innych budynków, ludzi, płotów, słupów trakcji elektrycznych. Nic, tylko smutne, samotne i opuszczone pojedyncze budynki wtopione w bezlitosną islandzką przyrodę – ołowiane niebo, nagie skały i wysuszone liche trawy. To trochę jak zwiedzanie księżyca… Patrząc na zdjęcia Elíassona, zastanawiamy się, czy to możliwe, że kiedyś w tym miejscu żyli ludzie?

Co prawda Nökkvi posługuje się kamerą analogową, jednak dokonuje pewnych ingerencji w „naturalny” proces rejestracji, mianowicie bardzo często używa gęstego czerwonego filtra, dzięki czemu uzyskuje niemal czarne niebo. Wpisuje się w ten sposób w tzw. estetykę FIAP-owską, pełną – mówiąc żargonem fotografów – „półtonów FIAP-owskich”, co ma wzmóc dramaturgię przedstawień. Moim zdaniem zabieg ten jest zupełnie zbędny, ponieważ sama rzeczywistość uwieczniana przez niego jest wystarczająco przejmująca i nie wymaga żadnego upiększania. Rażą mnie też walące się piony na niektórych fotografiach, będące wynikiem nieumiejętnego stosowania obiektywów szerokokątnych. Wszystko to świadczy o tym, że autor jest zawieszony między dwiema konwencjami – dokumentalizmem a estetyzmem (dość jałowym); nie wiadomo, czy bardziej chodzi mu o atrakcyjny wizualnie obraz, czy o przekaz. Tego niestety nie wiemy.

Nökkvi Elíasson, z cyklu Deserted farms

Długo szukałem odpowiedzi na pytanie, jakie jest przesłanie cyklu: czy jest to wołanie o ochronę opuszczonych budynków (bo to w końcu też spuścizna kulturowa Islandii), czy też „tylko” wyraz zachwytu fotografa nad surrealistycznym pejzażem? Nie podejmuję się udzielenia odpowiedzi.

Fotografie dzięki uprzejmości autora.

Nökkvi Elíasson, z cyklu Deserted farms

Artykuł ukazał się w numerze 32 „Kwartalnika Fotografia” w 2010

Skomentuj

This Pop-up Is Included in the Theme
Best Choice for Creatives
Purchase Now