Prowincjonalny Fotograf Drogi
Jest duża szansa, że zwyczajnie nie dotarłem do żadnych publikacji, w których znalazłbym definicję „fotografa drogi” lub chociaż ujrzał nazwiska fotografów i fotografek, które są przypisane do tego zjawiska. Śmiem jednak twierdzić, że takie definicje i zwroty już nie raz się pojawiły w najróżniejszych zapiskach. Także uderzam z małą ironią w jakże popularną myśl, że wszystko już było. Piękno jednak tkwi w tym, że owe „wszystko” jest niepowtarzalne i jest to nie do podważenia, bo przecież podobne nie oznacza takie samo i realnie takie samo być nie może. Dlatego za każdym razem z wielką przyjemnością przyglądam się fotografiom i ich twórcom, którzy fotografują prowincje naszego kraju.
Jednym z takich twórców jest Damian Kołodziejczyk, który zamieszkuje miejscowość Pyzdry położoną nad Wartą w powiecie wrzesińskim. Kołodziejczyk jest nie tylko prowincjonalnym dokumentalistą, ale przede wszystkim właśnie „fotografem drogi”. Na jego zdjęciach widać dokładnie obrany i świadomy wzór dokumentalny. Fotografowanie małomiasteczkowych przestrzeni, wiejskich i przydrożnych krajobrazów stało się dla Kołodziejczyka nie tylko misją dokumentowania, którą bardzo silnie odczuwają tego typu fotografowie, ale również intymnego przeżywania ze swoją niebanalną wrażliwością, która jak radar prowadzi jego oczy nierzadko przed bardzo surrealistyczne kadry.
Tak zwana „polska egzotyka” we współczesnej fotografii jest mimo wszystko nadal dość popularna i bardzo często lakonicznie wykorzystywana i modyfikowana w wielu formach i wypowiedziach artystów wizualnych. U Kołodziejczyka jest jednak inaczej, ponieważ autor nie poszukuje z uporem fanatyka absurdalnych ujęć, które w finalnej koncepcji obrazu by wręcz krzyczały do widza, szokowały, a nawet wzbudzały prześmiewczy odbiór. Kołodziejczyk nie ma się za artystę. Jest ulotnym podróżnikiem, który w żaden sposób nie chce piętnować swojej obecności w przestrzeni, w jakiej się znajduje z aparatem i tym bardziej w uwiecznionych kadrach, a jedynie w jak najczulszy i bezinwazyjny sposób udokumentować to, dokąd jego radar go zaprowadził.
Więcej fotografii, mniej fotografa!
Takie są właśnie fotografie Damiana Kołodziejczyka i to zdecydowanie jest bardzo dobry wybór drogi w świecie, gdzie ostatnio artyści stawiają w świetle galerii częściej swoją osobę niż swoje prace.
Podczas rozmowy z Damianem odczuwa się nieudawaną skromność i pokorę, a jednocześnie ogromną świadomość i miłość do tego, co robi. Trudno go nawet namówić na publikację swoich prac czy realizację wystawy autorskiej, tym bardziej cieszy fakt, że zechciał się podzielić swoimi „fotografiami z drogi” i nie tylko na łamach „Kwartalnika Fotografia”.
Fotografie mieszkańca Pyzdr łączą w sobie klasyczny dokument (pokłosie fotografii elementarnej), który był bardzo popularny w Polsce lat 70. i 80. i wyszukaną „kompozycją barwową” takich mistrzów gatunku fotografii amerykańskiej jak Stephen Shore. To intuicyjne połączenie, które wynika z autentyczności autora, daje nam subtelne, barwne obrazy, które mimo swej dość często abstrakcyjnej narracji osadzone są w bardzo zdyscyplinowanych kompozycjach. Brak postaci człowieka na jego zdjęciach to silny i powtarzający się motyw, który Kołodziejczyk również stosuje, by nie zakłócać treści i schludności w kadrze. Jednak, jak w większości przypadków fotografii dokumentalnej, są to jednak opowieści o człowieku i życiu codziennym, a ten temat jest niewyczerpalnym źródłem w fotografii, co nie znaczy nudnym i nieważnym, a wręcz przeciwnie.
Sądzę, że wraz z postępującą bardzo szybko technologią, „prowincjonalna fotografia dokumentalna” będzie jeszcze cenniejsza w przyszłości. Pragnę też podkreślić, że w moim odbiorze „fotograf prowincjonalny” to nie tylko człowiek z aparatem, który fotografuje, kolokwialnie pisząc, prowincję, ale przede wszystkim fotograf, który jest poza zgiełkiem i natłokiem rozlewających się form twórczych i oślepiającego chaosu artystycznego, który upośledza czyste i wrażliwe widzenie rzeczywistości. Dlatego wspominany przeze mnie powyżej radar jest nadal silny i zasilany krwią, która nie jest popsuta przez komercję czy salony „sztywnych kołnierzyków”.
Na prezentowanych fotografiach możemy również zobaczyć sfotografowaną miejscowość, w której mieszka autor zdjęć. Typowy kadr Kołodziejczyka, schludny, czysty, a jednocześnie bardziej kojarzący się z przestrzeniami skandynawskimi niż z miasteczkiem Pyzdry. Logo znanej restauracji serwującej burgery, które wygląda zza drzew, jest jednym z tych zdjęć, które się czyta, nie tylko ogląda. Widoczne na zdjęciu gałęzie są jak wzburzone fale, jak wyrastający płot natury, który odwdzięcza się człowiekowi. Zwiastuje jego koniec i tego, do czego mu tak blisko, czym się stał. Dwie „czarne bramy”, koparka i węgiel – ta fotografia jest jak przepowiednia, jak wróżba z ubiegłego roku, a dziś symbol obecnych wydarzeń w kraju. Przeplatające się pojazdy, takie jak „polski maluszek”, ulubieniec PRL-u i jednocześnie w tej samej miejscowości klasyczna amerykańska maszyna – światy się mieszają na tak małej przestrzeni i to jest godne uwiecznienia. Nadal traktorami jeździ się na zakupy, nawet do marketów, a samochody zmartwychwstają do nowych ról, nowych postaci – stają się choćby doniczką. To tylko mały wycinek z archiwum fotografa, którego wybrane zdjęcia mamy przyjemność tu zobaczyć.
Moje krótkie odniesienia do wybranych fotografii niechże i nawet będą wyłącznie subiektywnym odczuciem, a nawet obrazową nadinterpretacją, ależ czy to właśnie nie czyni fotografii czymś więcej niż…?
Dlatego należy mieć wielki szacunek dla „fotografów drogi”, którzy często są nisko trzymającymi głowę, nieśmiałymi ludźmi, a robiącymi piękne i ważne rzeczy. Pojawiają się na chwilę, chwytają w kadr coś, czego my nie potrafimy ujrzeć i znikają.
Dość dawno temu usłyszałem pewne zdanie od mojego znajomego fotografa, który miał tę możliwość robić zdjęcia praktycznie na całym świecie. Powiedział mi wtedy, że najtrudniej robi się zdjęcia na swoim podwórku i jeżeli przez lata potrafisz to podwórko ciągle na nowo odkrywać i pokazywać w wyjątkowy sposób, to właśnie tobie należą się słowa pochwały, a nie komuś, komu przed obiektyw wręcz same pchają się egzotyczne kadry dzikiego plemienia w Amazonii czy neonowego kosmosu japońskich metropolii. Dlatego należy mieć wielki szacunek dla „fotografów drogi”, prowincji, którzy robią piękne i ważne rzeczy, a ich twórczość jest dużo ciekawsza niż ta napotykana nawet w uznanych galeriach. Są to wspaniali ludzie posiadający niesamowite archiwa fotograficzne, zwracający uwagę na to, czego my już nie dostrzegamy. Niezmąceni blichtrem po prostu robią swoje, pozornie tylko dla siebie.
Damian Kołodziejczyk doskonale rozumie ważność własnej fotografii i już dawno wybrał „swoją drogę”, na której będzie realizował fotograficzne podróże, pełne pokory i ogromnych uczuć względem świata, który przemija, nie tylko w lusterku jego auta.
***
Damian Kołodziejczyk – rocznik 1988, mieszka w Pyzdrach, fotograf, dokumentalista.
2020 Sny – Muzeum im. Dzieci Wrzesińskich we Wrześni
2020 Śladami mistrzów – Tadeusz Wański, Winna Góra
2018 Moment/Gajda, WOK Września
2017 Ślady, autoportret domowy, Jaworzno OFF
2017 Mchy, Sebastianowo, Charłub. Piąte spojrzenie, Książ Wielkopolski
2017 Ślady, autoportret domowy, WOK Września
2016 Poczekalnia, WOK Września
2016 Włościejewki. Ślady zmian, Książ Wielkopolski
2016 Poczekalnia, Fotocooltura, Oborniki Wielkopolskie
2011 Fotoigrce, Gniezno
1 Komentarzy
Viola
(…) często są nisko trzymającymi głowę, nieśmiałymi ludźmi, a robiącymi piękne i ważne rzeczy. Pojawiają się na chwilę, chwytają w kadr coś, czego my nie potrafimy ujrzeć i znikają (…)
to zdanie to perełka, dziękuję!