O martwych natur wskrzeszaniu
W tych obrazach – inaczej niż w całej niemal dotychczasowej twórczości Pawła Żaka – spoiwem całości wydaje się być nade wszystko biel; jak dotąd, jego fotografie były utrzymane w mięsistej, gęstej, ciemnej, mrocznej niemal tonacji.
Zamianie tzw. niskiego klucza na wysoki towarzyszy porzucenie wysyconych szarości technik srebrowych na rzecz barw oferowanych przez najnowsze technologie cyfrowe. Dużej metamorfozie uległa też zawartość wizualna tych zdjęć, Paweł dokonał bowiem kolejnego jej oczyszczenia; co przy pierwszym spojrzeniu kieruje teraz myśli w obszar poszukiwań spod znaku minimal artu. W rezultacie powstał rodzaj bardzo subtelnych, oszczędnych martwych natur, a moje myśli powędrowały do Japonii i jej wspaniałej, wielowiekowej tradycji sztuki ogrodów – zwłaszcza tych kamiennych. Ten trop wydaje się zdecydowanie ciekawszy; ponieważ najprawdopodobniej te fotografie w formacie wystawowym będą nakłaniać do kontemplacji, będącej przedsionkiem medytacji, której waga i siła tkwi w skupieniu.
Jednocześnie te zminimalizowane obrazy Pawła pozostają (czy tego chciał, czy nie) w swej uproszczonej symbolice bardzo chrześcijańskie. Pozostawiając na boku rozważania techniczne na temat bieli, od wieków pozostaje ona w naszej kulturze symbolem czystości, niewinności, absolutu, początku i końca, świętości itp. To, co wypełnia znaczną część tych fotografii, wygląda na stół przykryty białym obrusem. Trudno nie skojarzyć podobnego motywu z Ostatnią Wieczerzą czy też z kolacją wigilijną. Wprawdzie najczęściej nie ma na stole żadnych naczyń, niemniej przed naszymi oczami odbywa się jakieś niepokojące, nieznane i niezrozumiałe misterium. Oto nad jego powierzchnią unoszą się wbrew prawom ciążenia, pokornie i równo niczym Zeppeliny, dwa baloniki; pozostałość po odbytym obrządku o nieodgadnionej intencji. Innym razem jest to ledwie zauważalna część pękającej właśnie bańki mydlanej, wymownie ułożonej w egipską piramidę (a może aztecką świątynię?) kostki cukru. Kiedy indziej na obrusie odbywa się narada zasuszonych kromek chleba czy też konferencja pomarszczonych winogron z nieznanego prawdopodobnie Biblii szczepu winnego, albo posiedzenie naleśnikowatych w kształcie kamieni. W wypełnionej do połowy wodą szklance trwa właśnie burza, kości do gry fruwają niczym babie lato. Za to w misce, w której można by obmyć małe strudzone stopy wielkiego proroka, gotuje się i bulgoce jak w piekielnym kotle. Ale to nie wszystko. Chwilami ma się wrażenie, że to nie stół, nie pamiątka Ostatniej Wieczerzy z poplamionym obrusem, lecz łoże śmierci po ostatnim namaszczeniu, z niepotrzebnym całunem, z którego wyparowało zarówno ciało, jak i duch, nie pozostawiając znaczących śladów, znaków, wskazówek dla poszukujących drogi. I co tam robi ta poduszka? Co oznacza – wskazująca niebo – czerwonokrwista kredka? Albo czerwona nitka, na której buja się kamień z dziurką, jak dusza na huśtawce, lub oplatająca stół, by przemienić je w coś na kształt deski do prasowania (dusz)? Gdzie indziej trzy niedopalone (upadłe) zapałki aż się proszą o ewangeliczną interpretację; podobnie jak biały list na jeszcze bielszym całunie, niczym milczące przesłanie dla ślepców…
To chyba nie przypadek: w tej serii są zdjęcia rozbijające delikatną monotonię wysokiego klucza. Na jednym z nich w punktowym oświetleniu całun dymi. Czyżby aluzja do chrztu w ogniu i zmartwychwstania? I w końcu chyba najtrudniejsze, najdziwniejsze i być może kluczowe zdjęcie. Ta sama scenografia w purpurze. Obrus, całun czy szeroka, zaślubinowa stuła oczekująca na przybycie oblubieńców? Stół czy łoże śmierci? A może nawet kołyska wiecznych boleści? Cokolwiek by to nie było, purpura symbolizuje władzę – jest kolorem pychy, przeciwnie niż panoszące się na niej ordynarne kartofle, swoją powagą i ważnością przewyższające chyba tylko ostatniego na liście buraka, który akurat tutaj byłby zbyt dosłowny.
en zestaw fotografii Pawła Żaka – utrzymany w palecie barw często spotykanych u artystow fińskich – jest czymś zupełnie nowym, ale logicznie wypływającym z całej jego dotychczasowej twórczości. Wciąż jesteśmy w świecie wyobraźni i fantazji, teatru ubogiego, w obszarze fotografii inscenizowanej. Tyle, że tym razem wykreowany przez Pawła świat jest zdecydowanie ZEN i stawia pytania innego kalibru. Pytania elementarne, chwilami dramatyczne, osierocone przez globalną codzienność, oferującą tysiące gotowych odpowiedzi z wyjątkiem jednej: dotyczącej sensu istnienia. To, co mnie zawsze urzekało w jego fotografiach, to dystans, z jakim patrzy na siebie i swój świat, oraz głęboka świadomość faktu, że niezależnie od naszej woli jest on zawsze uwikłany w ten zewnętrzny, okrutny i nieprzewidywalny. Jakże ujmujące jest to, że z pokorą potrafi ironizować, tak odnośnie siebie, jak i rzeczywistości, wiedząc, że w ostatecznym rachunku i tak na jedno wychodzi, bo wszyscy jesteśmy jej niezauważalną, acz niezbywalną cząstką. Ta kreacja to próba wskrzeszania, przywracania niepragmatycznej sferze odczuć i uczuć metafizycznego sensu. Bo Dobry Bóg – nawet jeśli nigdy nie istniał – jest szczytowym osiągnięciem twórczego, abstrakcyjnego myślenia w całej historii rodzaju ludzkiego.
Paryż, 11.03.2008