Maciej Bonk – tym razem na Ponidziu
Autor fotografii napisał tak: Pierwotną funkcją moich zdjęć jest bycie bardziej w danym miejscu. Wtórną to pokazanie innym jak widzę dane miejsce z nadzieją, że ktoś uzna takie spojrzenie za interesujące, albo za zbliżone do swojego.
Decyzja o publikowaniu zdjęć z Ponidzia nie jest łatwa, bo codziennie powstają tam pewnie setki zdjęć, z których wiele bez problemu można znaleźć w sieci. Co więcej, już dawno w zasadzie to, co najważniejsze opowiedzieli na czarno-białych zdjęciach o Ponidziu i okolicy kieleccy fotograficy. W szczególności udało się to Jerzemu Piątkowi w jego pozbawionych jakiegokolwiek konformizmu pracach. Z drugiej strony, Ponidzie to moje ulubione miejsce na Ziemi. To powoduje, że zdjęcia są szczere, nawet jeżeli nawet miały by być banalne. Zapraszam do obejrzenia garści srebrowych obrazków (na ile srebrowe mogą być skany) z tego regionu. Mam nadzieję, że są to nie tylko zdjęcia z Ponidzia, ale też choć trochę o Ponidziu, a może i o czymś więcej.
Tyle od autora. Maciej Bonk gościł już w „Kwartalniku Fotografia”, a dokładnie w dziale Portfolio młodych. Dowiedzieliśmy się wówczas o nim, że jest biologiem i zawodowo zajmuje się ochroną przyrody i że jego pasją jest zatrzymywanie na tradycyjnej światłoczułej emulsji filmu fotograficznego tych niezwykłych i krótkotrwałych momentów trwania natury, podczas których mówimy, że jest ona fotogeniczna. W kolejnej porcji fotografii, jakimi postanowił podzielić się z nami, nie dowiadujemy się o Macieju Bonku niczego nowego, bo znowu widzimy że „facet ma oko”, chociaż tym razem na jego fotografiach pojawia się więcej niż poprzednio „kultury”, czyli rzeczywistości tworzonej przez człowieka.
Patrząc na te fotografie czuję się jakbym wrócił do lat 70. i 80., czyli do czasów Edwarda Hartwiga, Pawła Pierścińskiego, Jurka Piątka i innych fotografów z kręgu tzw. kieleckiej szkoły krajobrazu. Rozwój fotografii, jak widać, przebiega sinusoidalnie, konwencje, koncepcje, nurty, mody, przeżywają swoje wzloty i upadki, zapomnienia i przypomnienia. Maciej Bonk przypomina nam o przyjemnościach łażenia z aparatem po lasach, polach, pagórkach i bezdrożach, w poszukiwaniu kadrów, o twórczym napięciu i skupieniu, o byciu z samym sobą i na… świeżym powietrzu.