„Lekkość Bytu” Petera Lindbergha
Gdyby mógł, zrobiłby zdjęcia Dalajlamie, Picasso i Kennedy’emu. Uważał, że śmiech nie ma wartości w portrecie. Kochał poczucie tajemnicy i kochał fotografować w czerni i bieli. Kolor doceniał w pracach Mario Sorrentiego i Paola Roversi, choć uważał, że nie przenika skóry tak mocno jak czarno-białe. Nic dziwnego. W końcu dorastał z tymi wszystkimi amerykańskimi reportażystami jak Dorothea Lange, Walker Evans czy Carl Mydans, których twórczość była powodem, dla którego sam zaczął fotografować w czerni i bieli.
Był ulubionym fotografem Meghan Markle, Donna Karan twierdzi, że był częścią jej rodziny, a Nadja Auermann, że dzięki niemu czuła się najpiękniejszą kobietą na świecie. Mimo, że fotografował największe gwiazdy świata, takie jak Tina Turner, Mick Jagger, Catherine Deneuve, John Malkovich czy Helen Mirren, to prawdopodobnie najbardziej znany jest jako ojciec chrzestny „fenomenu supermodelek”. Pod koniec lat 80. odważył się zrobić to, czego niewielu fotografów mody wcześniej próbowało – pokazał modelki takimi, jakie były naprawdę i sprawił, że stały się słynniejsze niż gwiazdy filmowe. Dominowały na okładkach magazynów i w modzie przez następne 15 lat, nie wstając z łóżka za mniej niż 100 000 dolarów dziennie. Choć były też i takie, których wartość szacowano na 6 milionów dolarów za dzień zdjęciowy.
Trzeba przyznać, że niewielu fotografów miało tak duży wpływ na przemysł mody i kulturę popularną jak Peter Lindbergh.
Jego fotografie traktowane są jako ważna część dorobku sztuki współczesnej. Wystawiał m.in. w Hamburger Bahnhof w Berlinie, w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku, w londyńskim Muzeum Wiktorii i Alberta czy w paryskim Centre Georges Pompidou. Teraz jego prace można podziwiać w jednym z największych miejsc na świecie dedykowanych współczesnej fotografii – w sztokholmskiej Fotografiska.
Po raz pierwszy w historii Szwecji…
Od momentu otwarcia drzwi w 2010 roku, Fotografiska przyciąga ponad 500 000 odwiedzających rocznie. Stała się jednym z wiodących muzeów współczesnej fotografii, sztuki i kultury na świecie i jedną z najpopularniejszych atrakcji Sztokholmu.
Otwarta codziennie od 10:00 do 23:00 prezentuje około 20 różnych wystaw fotograficznych rocznie – mieszankę tych najbardziej znanych fotografów i wschodzących gwiazd.
Usytuowana wzdłuż nabrzeża po północnej stronie artystycznego Södermalm, zajmuje budynek w stylu secesyjnym z 1906 roku, który początkowo pełnił funkcję urzędu celno-skarbowego. Dziś, budynek figuruje jako zabytek kulturalny. Zewnętrzne ceglane ściany zachowały swój pierwotny wygląd, a wnętrze zostało przekształcone w dwupiętrową galerię.
To w jej przestrzeniach do 15 października można zobaczyć tegoroczną główną wystawę zatytułowaną Lekkość Bytu, która prezentuje fotografie z całego zakresu ogromnej kariery niemieckiego fotografa Petera Lindbergha (1944–2019) – człowieka, który zmienił oblicze fotografii mody.
W nowym świetle
Wystawa w Fotografiska jest wynikiem bliskiej współpracy z Fundacją Petera Lindbergha, kierowaną przez jego syna, Benjamina, który od dłuższego czasu angażuje się w zachowywanie i prezentowanie twórczości swojego ojca, zwłaszcza od czasu śmierci Petera w 2019 roku. Retrospektywna wystawa Lekkość Bytu otworzyła się 16 czerwca i obejmuje ponad 100 dzieł artysty, nieposiadających konkretnej chronologii. Na otwarciu Benjamin nie ukrywał podekscytowania z faktu sprowadzenia prac swojego ojca do Sztokholmu. – Mamy nadzieję, że ta wystawa pozwoli rzucić nowe światło na jego artystyczne dziedzictwo. To hołd dla jego pionierskiej pracy w dziedzinie fotografii mody, który mam nadzieję przyciągnie także młodszą generację – powiedział w wywiadzie dla „Vogue Scandinavia”.
Osobiście uważam, że Fotografiska jest idealnym miejscem na przybliżenie Szwedom prac Petera. Minimalizm, prostota, subtelność, oszczędna stylizacja czy melancholijny nastrój charakterystyczny dla zdjęć Lindbergha, jest niezwykle bliski Szwedom. W końcu skandynawski minimalizm już lata temu osiągnął światowy status marki samej w sobie, stając się nowoczesnym sposobem na oderwanie się od bezmyślnej i agresywnej konsumpcji. To filozofia mająca na celu zoptymalizowanie swojego otoczenia tak, by nie odwracało uwagi od rzeczy najistotniejszych. Tych praktycznych, bliskich ludzkim potrzebom.
Lindbergh był przeciwny bezmyślnym praktykom obowiązującym w reklamach, magazynach i mediach społecznościowych. Jego komentarze na temat retuszu i odmawianie ulegania cyfrowo udoskonalonemu połyskliwemu ideałowi, przyczyniły się do skierowania przemysłu mody w bardziej pozytywnym kierunku. Był przeciwny Photoshopowi. Irytowały go selfies. Irytował komercyjny świat, który brutalizował kobiety. Chciał opowiadać historie, a nie zastępować indywidualizm bezmyślną doskonałością. Dlatego stawiał na autentyczność i wolał oszczędne portrety piękna w naturalnym wydaniu. Często odmawiał wielkim klientom tłumacząc, że nie może fotografować kobiet w tej starej, tradycyjnej stylistyce. Dla Lindbergha koncepcja piękna nieustannie poszerzała się. Nie można jej było już opisać jedną blondynką o niebieskich oczach, ani seksowną brunetką. W powietrzu było coś nowego. Po szalonych latach 80., pełnych przepychu, natapirowanych fryzur i uniesionych biustów, to co proponował było odświeżające i nowe.
Niemieckie dziedzictwo
Unikalne prace Petera wpłynęły na pokolenia fotografów, projektantów i innych twórców. Również na jego najbliższych, włącznie z synem Benjaminem, który towarzyszył ojcu przy wielu sesjach zdjęciowych, najpierw jako dziecko bawiące się obok planu, a później jako młody asystent. Benjamin obecnie pełni rolę prezesa Fundacji Petera Lindbergha i odegrał kluczową rolę w sprowadzeniu obrazów swojego ojca do Szwecji. Retrospektywna wystawa Lekkość Bytu ukazuje wszystkie te elementy, które miały wpływ na twórczość fotografa – od krajobrazów przemysłowych po linie brzegowe, od science fiction po taniec i ekspresjonizm lat 20.
Urodził się w 1944 roku w okupowanym przez nazistów Lesznie w rodzinie niemieckiej. Na świat przyszedł jako Peter Brodbeck. Nazwisko zmienił dopiero w 1973 roku w Düsseldorfie, gdy rozpoczynał własną działalność reklamową. Kiedy dowiedział się, że inny fotograf o tym samym nazwisku pracuje w tym samym mieście, otworzył katalog, wybrał nazwisko Lindbergh, a reszta to już historia.
Gdy miał 2 miesiące, radziecka armia zaatakowała, a jego rodzina zmuszona była uciec na zachód, osiedlając się w Duisburgu (Zagłębie Ruhry). Miejsce, w którym spędził dzieciństwo charakteryzowała mocna linia podziału między zielonymi polami jego wuja, a znajdującą się nieopodal ścianą fabryk. Wczesne lata dorastania w samym sercu niemieckiego regionu przemysłowego oraz kontrast między naturą a cywilizacją miasta ukształtowały jego estetykę. Widać to szczególnie w pamiętnej, minimalistycznej kampanii reklamowej z 1988 roku dla japońskiej marki Comme des Garçons, w której miniaturowe modelki pozują na tle wielkiej, ponurej, fabrycznej maszynerii. Kampania przyniosła Lindberghowi status fotografa współczesności, który wykracza poza komercyjną fotografię mody, dotykając aspektów humanistycznych. W jego fotograficznych opowieściach moda zawsze zajmowała drugie miejsce wobec postaci, fabuły i otoczenia. Używał jej, by rozmawiać z kobietami i o nich opowiadać. Często śmiał się, że pracuje dla tej branży dlatego, bo dostaje od niej zlecenia. Wolał jednak portrety.
Siła dla Zmiany
Kiedy na otwarciu wystawy w Fotografiska zapytano Benjamina, co według niego tworzyło aurę ponadczasowości w twórczości jego ojca, odpowiedział: – To, że nigdy nie podążał za trendami. Zawsze pozostał wierny swojej wizji, nie robiąc kompromisów, to jeden z powodów, dla których jego portrety, moim zdaniem, są ponadczasowe. Po czym dodał: – Uważam, że sposób, w jaki przedstawiał kobiety – bez sztuczności czy powierzchownego filtru – nadal jest ważny w kontekście tego, jak można definiować dziś piękno.
To prawda. Peter Lindbergh zachował własną tożsamość. W jego obiektywie rozkwitały zarówno nastoletnie supermodelki, takie jak Kate Moss, jak i dojrzałe kobiety – Jane Fonda, Charlotte Rampling, Julianne Moore, Uma Thurman czy Kate Winslet. Kobiety mające odwagę bycia sobą i nie chcące wyglądać perfekcyjnie. Fotografa interesowały ambitne, bezkompromisowe i silne kobiety. Takie, jak dziewczyny, z którymi studiował na akademii sztuk pięknych. Takie, które nie nosiły sukni od Diora, ale zwykłe t-shirty. Dla niego piękno nie miało nic wspólnego z młodością. Uważał, że mieć przed sobą prawdziwego człowieka, który nosi całe swoje życie na twarzy, to niesamowite. I rzadkie.
Mało kto wie, że jako nastolatek był perkusistą w zespole jazzowym, a próby odbywały się w lokalnych zakładach pogrzebowych. Grał także na bongo, a w młodości uprawiał piłkę ręczną na ulubionej pozycji bramkarza. Mało kto wie, że jako aspirujący artysta swoje prace podpisywał pseudonimem „Sultan”, a wszystkie jego oryginalne negatywy przechowywane są w chłodnicy przy stałej temperaturze 18,9 stopni.
Natomiast prawie wszyscy wiedzą o roku 1988, Białych Koszulach i przełomie w jego karierze po spotkaniu z Anną Wintour, gdy obejmowała rządy w amerykańskim „Vogue’u”. To ona odkryła jego czarno-białe, ziarniste, filmowe zdjęcia przedstawiające grupę naturalnych modelek ubranych w białe koszule i sfotografowanych na plaży w Santa Monica. Wintour od razu zleciła Lindberghowi sesję na okładkę swojego debiutanckiego numeru, na której pojawiła się izraelska modelka Michaela Bercu w przyciętym swetrze od Christiana Lacroix i wybielonych jeansach, uśmiechając się z półzamkniętymi oczami, odwracając głowę od aparatu. Były to pierwsze jeansy na okładce Vogue’a, była to prawdziwa rewelacja tamtego czasu i było to najważniejsze zdjęcie lat 80.
Sukces Białych Koszul pokazał, jak pozornie przesunięta była granica w postrzeganiu definicji piękna i kobiecości.
Większość ludzi również z łatwością rozpoznaje jego ikoniczny portret, który pojawił się na okładce brytyjskiego „Vogue’a” dwa lata później, na której Cindy Crawford, Naomi Campbell, Linda Evangelista, Tatjana Patitz i Christy Turlington po raz pierwszy pozowały razem w centrum Manhattanu. Ta słynna fotografia utrwaliła jego legendarny status w świecie fotografii mody i nadała ton nadchodzącej dekadzie. Kiedy zdjęcie zobaczył George Michael powiedział, że to najpiękniejsze zdjęcie kobiet, jakie kiedykolwiek widział i obsadził pięć supermodelek w swoim teledysku do utworu Freedom! ‘90, umacniając ich status. Zabawne, bo Peter nigdy nie spotkał Michaela osobiście.
Wczesne lata
Zanim został jednym z najbardziej płodnych fotografów swojego pokolenia, Lindbergh studiował w Berlinie malarstwo. Podczas studiów podróżował po Europie. Takie wędrowcze pragnienie romantyka w stylu XIX wieku. Najpierw dotarł do Arles, podążając śladami obrazów swojego mistrza Vincenta van Gogha, a dalej autostopem przez Hiszpanię i Afrykę Północną. Uważał, że 2 lata w drodze to długo. Palił marihuanę, spał pod gwiazdami, dorósł.
Kiedy wrócił do Niemiec dokończył studia w Krefeld i doczekał się swojej pierwszej lokalnej wystawy w Galerie Denise René. Na początku lat 70. przeprowadził się do Düsseldorfu, gdzie dołączył do Helmuta Newtona, Guy’a Bourdin, Hansa Feurer’a i magazynu „Stern” – niemieckiego odpowiednika „Life” i „Paris-Match”. Po opublikowaniu swoich pierwszych fotografii, Lindbergh był zalewany ofertami od redaktorów mody z całego świata, zachwyconymi spontanicznością i reportażowym charakterem jego zdjęć. Dalsze sukcesy sprowadziły go do tętniącego życiem Paryża. Niebawem posypały się propozycje ze strony najbardziej prestiżowych magazynów – „Vogue”, „W”, „The New Yorker”, „Vanity Fair”, „Rolling Stone” czy „Harper’s Bazaar”, których na długie lata stał się niejako naczelnym fotografem. W 2015 roku powiedział, że jest trzecią osobą pod względem częstotliwości podróżowania samolotem w Air France. Trudno w to nie wierzyć, jeżeli w ciągu 7 dni potrafił pracować między Berlinem, Nowym Jorkiem, Los Angeles a Londynem, wykonując 15 różnym modelkom prawie 40 000 zdjęć.
Sztuka opowiadania
Rozmach produkcji sesji Petera Lindbergha przypominał kręcenie i reżyserowanie filmu. Potrafił mieć poziom produkcji jak u von Sternberga albo prostotę przypadkowego ujęcia na ulicy. Za pomocą własnego słownika dawał widzom rzeczywistość i fikcję w narracji przypominającej kino, którą nikt dotąd nie był w stanie naśladować. Jego nieme mini-dramaty wprowadziły nowy sposób łączenia fotografii mody i sztuki. Widać tu ogromne wpływy ekspresjonistycznego kina niemieckiego lat 20. i 30., którego był miłośnikiem. W wielu wywiadach powtarzał, że takie dzieła jak Metropolis Fritza Langa czy Niebieski Anioł z Marlene Dietrich w roli głównej, miały fundamentalny wpływ na jego dalsze postrzeganie świata. Podobnie jak Solaris, Lustro czy Andriej Rublow Tarkowskiego.
Do historii fotografii przeszła jego sesja dla włoskiego „Vogue’a” z 1990 roku, łącząca elegancję i romantyzm w narracji przypominającej hollywoodzki film. Na zdjęciu aktorka Debbie Lee Carrington w roli obcej istoty obok pięknej Heleny Christensen.
Pomysł wywodził się z magazynu „Skywatcher”, który ktoś zostawił w poczekalni Amerykańskiego Szpitala w Paryżu. To był okres, kiedy Lindbergha fascynowało UFO i obrazy obcych istot. Opowieść o ET jest jedną z najlepszych historii zdjęciowych, jakie kiedykolwiek zostały opublikowane.
Do swojego kolejnego słynnego zdjęcia zatytułowanego Dzikie Dusze ubrał Cindy Crawford, Lindę Evangelistę, Helenę Christensen, Tatjanę Patitz, Claudię Schiffer, Naomi Campbell, Karen Mulder i Stephanie Seymour w motocyklowe kurtki, ciężkie buty i skórzane mini-spódniczki, a następnie sfotografował je na opustoszałych uliczkach pod mostem Manhattan. Tytuł ikonicznego zdjęcia pochodził od filmu motocyklowego z 1954 roku, Dziki (The Wild One), w którym Marlon Brando wystąpił jako pierwotny buntownik motocyklowy.
Z czasem Lindbergh spróbował swoich sił w kinie i wyreżyserował kilka krótkometrażowych filmów dokumentalnych, takich jak Models: The Film (1991); Inner Voices (1999), za który zdobył nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto (TIFF) w 2000 roku; Pina Bausch (2002) czy eksperymentalny Everywhere at Once (2008) przy którym współpracował ze znaną reżyserką Holly Fisher. Film miał swoją światową premierę na Festiwalu Filmowym Tribeca w Nowym Jorku w 2008 roku, po premierze na Festiwalu Filmowym w Cannes.
Zmarł 4 września 2019 roku w wieku 74 lat. Legendarnego fotografa przeżyła jego żona Petra, pierwsza żona Astrid, czterej synowie Benjamin, Jérémy, Simon, Joseph i siedmioro wnuków.
Dyrektor wystaw w Fotografiska, Lisa Giomar Hydén, uważa, że to kamień milowy nie tylko dla samego muzeum, ale także dla całej Szwecji. – Od dawna marzyliśmy o tym, aby wystawić Petera Lindbergha w Fotografiska, zwłaszcza w tak obszernej formie, jaką stworzyliśmy razem z jego fundacją – powiedziała Hydén, dodając, że Lindbergh zawsze potrafił wydobyć z pozujących osób autentyczność z niewytłumaczalną aurą ponadczasowości. Czy kluczem do stworzenia wspaniałego portretu nie jest właśnie nawiązanie relacji i zaufanie? Lindbergh twierdził, że kiedy tracisz kontrolę nad sobą i ujawniasz głębsze uczucia i emocje przed człowiekiem z aparatem, dzieje się coś bardziej poetyckiego…
Jeżeli nie macie planów na wrześniowo-październikowy weekend, to polecam wam Sztokholm i tę „lindbergherowską” ponadczasową poezję, którą można podziwiać do 15 października.
59°19′4.38″N 18°5′9.69″E
Stadsgårdshamnen 22
116 45 Stockholm
www.fotografiska.com/sto/en/
1 Komentarzy