„Zdjęcia do paszportu” i „Lilie” Aleksandra Czekmieniewa
Aleksander Czekmieniew, fotoreporter „z krwi i kości”, wszedł przebojem do kanonu ukraińskiej „wysokiej” fotografii. Warto przy tym odnotować, że jako autor kilku dużych, robiących wrażenie fotograficznych projektów, nie padł ofiarą „choroby XX wieku”, jak bywa określane myślenie projektowe w fotografii.
Jeden z adeptów sztuki zauważył, że od pewnego czasu artyści nie tworzą, a wykonują projekty. Wielu fotografików uległo ostatnio zakażeniu tym wirusem. Zamiast żyć fotografią, chwytać na gorąco ulotne momenty, ograniczają się do takiego przetwarzania materiału fotograficznego, które ma mu nadać rys wielkości i nieprzemijalności.
Ścieżka kariery Czekmieniewa, fotografa dokumentalisty biegnie prosto i obfituje w sukcesy, czego nie można powiedzieć o ścieżce życia Czekmieniewa jako człowieka. Aby wiarygodnie oddać dramatyczną sytuację najuboższych mieszkańców ukraińskiej prowincji, autor zdjęć zanurzył się w badanym środowisku. Ten wypróbowany reporterski sposób fotografowania niesie ze sobą określone ryzyko. Dlatego coś z klimatu thrillera jest stale obecne nie tylko w pracach Czekmieniewa, ale także w jego życiu. Tak właśnie pracował w latach 1992-1999 nad pierwszymi seriami zdjęć „ludzi na ulicach”, biednych i bezdomnych: „Nocne kawiarnie”, „Sauna”, „Uliczne portrety, „Internat dla inwalidów, „Wielkanoc”, „Zdjęcia do paszportu”, „Niewidome dzieci”, „Opium”, „Pogotowie ratunkowe”, „Lilie”, „Dom dziecka”. Dla przykładu, realizując cykl „Pogotowie ratunkowe”, towarzyszył lekarzom w czasie dyżuru w karetce reanimacyjnej. Zdjęcia te przedstawiają roztrzęsione oblicza stresu, bezsilność wobec problemu śmierci, zaskakującej znienacka nawet dziewięćdziesięciolatków, jednakowo zdumiewającej głównych bohaterów, ich bliskich, dyżurujące przy łóżku pielęgniarki, a niekiedy nawet zabójców.
Reporterska pasja przywiodła fotografa do najbardziej skrzywdzonych i poniżonych. Tysiąc zdjęć emerytów, nie mających czym zapłacić za zdjęcia do dowodu, to rezultat pracy Aleksandra Czekmieniewa w społecznej służbie pomocy potrzebującym. Razem z mlekiem i chlebem przychodził do nich fotograf. Robił jednak dwa zdjęcia: jedno dla nich, drugie dla siebie, a ściślej biorąc, dla nas. W tych kolorowych fotografiach bieda prezentuje swoją zaskakująco jaskrawą twarz. Nikt by nawet nie przypuszczał, że atrybuty nędznej egzystencji mogą mienić się tyloma kolorami. Na obrazach klasyków nędza ma przecież zawsze ten sam, szlachetny, szary kolor. Tutaj natomiast krzyczące czerwienią róże na haftowanych makatkach i zrobionych własnoręcznie lub kupionych kilimach, układające się w wyrazisty deseń śmieci, a nawet jaskrawe pokrycie trumny obstalowanej w czasie inflacji i postawionej gdzieś w kącie, budują wspólnie obraz życia, prawdziwego życia, które walczy z nędzą i śmiercią.
Nieduży biały ekran, służący za tło przestaje być rekwizytem, a staje się sam w sobie swego rodzaju obrazem. Biały „kwadrat Malewicza” uwypukla i podkreśla umęczony grymas starości w skomplikowanych wyrazach twarzy. Przechodząc od zdjęcia do zdjęcia, kwadrat nabiera cech rękopisu. Ekran trzymają ludzie, zaglądający (w ich mniemaniu – poza kadrem) w obiektyw. Dobro emanujące z postaci „poza kadrem”, nie dbających o pozę, bardzo szczerych i ludzkich, nadaje fotografiom nowy sens. To nie bezradni staruszkowie ze swoją biedą i trumnami, a właśnie ci stojący z boku i pomagający im w konkretny, namacalny sposób, stanowią o sile oddziaływania tej serii zdjęć. Ludzka nędza – problem stary jak sam fotoreportaż, za to spojrzenie nań – zupełnie nowe.
I druga seria, nazwana przez autora „Lilie” (1991), bo lilie rzeczywiście były. Chodzi o papierowe kwiaty, które fotograf dał do rąk pozującym mu pacjentom szpitala dla umysłowo chorych. Czekmieniew opowiada, że przyniósł im również słodycze i papierosy. Ale było widocznie coś jeszcze w jego kontaktach z tymi ludźmi, co sprawiło, iż na ich skażonych chorobą psychiczną twarzach na chwilę zagościł uśmiech. Dzięki uśmiechowi wielu chorych wygląda na zdjęciu zupełnie normalnie. Lekarze twierdzą, że jednej z pacjentek spotkanie z fotografem pomogło wyjść z przewlekłej depresji.
Lilie, z dawien dawna, symbolizują Dobrą Nowinę, którą Gabriel przyniósł Dziewicy Maryi. I chociaż w tekstach Pisma Świętego nie ma o nich mowy, od czasów Odrodzenia, kwiaty te towarzyszą tematowi Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Być może kultura ludowa przyswaja w ten sposób elementy kultury wysokiej? Szczególną rolę odegrały lilie w fotografiach Czekmieniewa. Ich sztuczność (fałszywość) i prymitywizm (naiwność) mają tutaj osobliwy sens. Kwiaty Czekmieniewa przywodzą na myśl Dom Pogrzebowy, lilie na mogile bez krzyża, a jeśli posunąć się w tej grze skojarzeń jeszcze o krok dalej, to wyobraźnia gotowa jest podsunąć irysy i słoneczniki Van Gogha. A przy tym wszystkim, ubogie lilie na zdjęciach Czekmieniewa są nadal liliami z ich Dobrą Nadzieją.
Tatiana Pawłowa
Tłumaczenie: Monika Witkowska
Aleksander Czekmieniew urodził się w 1965 w Ługańsku (Ukraina) Fotografię uprawia od 1983. W 1990 ukończył w trybie zaocznym studia na wydziale fotografii prasowej Uniwersytetu Moskiewskiego. Otrzymał wyróżnienie na Europejskim Konkursie Fotografii w Vevey w Szwajcarii w 2000. Obecnie pracuje jako fotoreporter dla dziennika „Wieczernije Wiesti” w Kijowie.
Tatiana Pawłowa, ukraiński historyk sztuki, krytyk, niezależny kurator. Wykłada historię sztuki w Instytucie Artystyczno-Przemysłowym w Charkowie.
Artykuł ukazał się w nr 3 „Kwartalnika Fotografia” w listopadzie 2000
Fotografie z cyklu „Zdjęcia do paszportu” oraz „Lilie” można kupić w naszym Sklepie oraz TUTAJ