Przejdź do treści Przejdź do stopki

„Zakres widzenia” Zbigniewa Tomaszczuka – aneks do monografii

Książkę poświęconą twórczości Zbigniewa Tomaszczuka warszawska Akademia Sztuk Pięknych wydała już w 2018, ale do mnie książka dotarła dopiero teraz, parę dni temu, dlatego parę słów mojego uzupełnienia mogę napisać dopiero cztery lata po ukazaniu się opracowania.

Publikacja została przygotowana bardzo starannie i pozwala zapoznać się kompleksowo z dokonaniami artystycznymi profesora Tomaszczuka. Bardzo wnikliwe artykuły napisane przez czołówkę autorów zajmujących się naukowo historią polskiej fotografii – przypomnijmy, że zajmuje się tym również od kilku dziesiątków lat sam bohater monografii – ukazują różne aspekty twórczości Zbyszka, więc nie ma tutaj najmniejszej potrzeby powtarzania informacji o tym, co Tomaszczuk zrobił w fotografii, odsyłam do książki.

Dla porządku wymienię tylko autorów i tytuły rozdziałów: 

Andrzej P. Bator, Pełen zakres widzenia

Marianna Michałowska, (Za)kres widzenia – fotografia jako ekspresja

Zbigniew Tomaszczuk, Moje życie z fotografią i vice versa

Elżbieta Łubowicz, Obrazy znalezione na ulicy

Piotr Wołyński, Aparat – czas – paralaksa na przykładzie realizacji fotograficznych Zbigniewa Tomaszczuka.

Wszystkie teksty oprócz wersji polskiej zostały przetłumaczone na angielski, a fotografie pokazano w trzech blokach:

FOTOGRAFIA jako dokument i komentarz społeczny

FOTOGRAFIA jako analizowanie znaczeń

FOTOGRAFIA jako dokumentowanie śladów.

Całości dopełnia biografia oraz spis wystaw Zbigniewa Tomaszczuka. Książkę można kupić w sklepie internetowym warszawskiej Akademii – TUTAJ, kosztuje 46,20 zł.

Książkę wydała w 2018 Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie Zbigniew Tomaszczuk wykłada Historię fotografii

Poznanie Zbyszka w latach 90. XX wieku należy do tych zdarzeń w moim życiu, które najczęściej określa się mianem znaczących, co jednak nie oddaje w pełni rangi tego zdarzenia. To było coś znacznie ważniejszego i większego niż początkowo przypuszczałem. Poznaliśmy się w galerii pf w Poznaniu, którą prowadził jeszcze wówczas jej założyciel – Janusz Nowacki, druga osoba niezwykle ważna dla mnie jako fotografa. Znałem już „Łowców obrazów” Zbyszka, która to książka w tamtym czasie była w naszym kraju jedynym podręcznikiem historii fotografii współczesnej, więc nie znając autora osobiście przypuszczałem, że jest nim facet wyniosły i pełen dystansu do zwykłych ludzi. I wtedy właśnie, podczas spotkania u Janusza, kiedy okazało się, że Zbyszek jest normalnym i bardzo kontaktowym człowiekiem, pomyślałem: kurcze, fotografowie to niezwykle sympatyczna, twórcza grupa ludzi, muszę poznać ich lepiej. 

Niespełna dwa lata później, kiedy spełniłem swoje wielkie marzenie o piśmie fotograficznym i założyłem „Kwartalnik Fotografia”, Zbyszek został redaktorem naczelnym. Jak to się mówi „nie było innej opcji”. Zbigniew Tomaszczuk spełniał wszelkie kryteria: był świetnym fotografem, dydaktykiem fotografii, który w dodatku sporo pisze i publikuje o fotografii. Jest poza tym łącznikiem między starą „Fotografią”, gdzie zamieszczał swoje artykuły, czyli w piśmie, do którego linii programowej w naszym „Kwartalniku” chcieliśmy nawiązać. Tomaszczuka znali wszyscy i on znał wszystkich. Już w 2000 roku był postacią znaną i szanowaną, co już na starcie dawało „KF”-owi pewien prestiż, a przynajmniej zainteresowanie. 

Przez najtrudniejsze trzy pierwsze lata, kiedy ani Eryk Zjeżdżałka, ani ja, późniejsi naczelni, nie byliśmy po prostu jeszcze wystarczająco kompetentni, Zbigniew Tomaszczuk „ciągnął” wszystko sam. Ja byłem we Wrześni, Eryk w Poznaniu w pf-ie, a Zbyszek w Warszawie. Wszystkie materiały do numeru redaktor naczelny kompletował u siebie, a następnie przyjeżdżał do Wrześni z płytami CD lub oryginałami ilustracji do skanowania, makietami i tekstami, chyba jeszcze niektórymi na dyskietkach, a resztą zajmowałem się ja. Eryk mi pomagał. Zbyszek pozwalał nam też na dodawanie własnych artykułów lub autorów, których sami znajdziemy. Po tygodniu, dwóch przyjeżdżał do korekty, po czym numer szedł do druku w mojej drukarni we Wrześni. Był to dla mnie bardzo intensywny czas, przede wszystkim nauki, poznawania najlepszej fotografii, jaka powstawała w naszym kraju, a także poza jego granicami. Zbyszek był w tym czasie jednym z moich nauczycieli fotografii. Jego wybory, co jest dobre, więc warte pokazania w „Kwartalniku”, otwierały mi głowę na różne koncepcje fotografii, pokazywały, że nie ma jednej słusznej, najlepszej. I to mi zostało do dziś: nie ma mainstreamu, nie ma awangardy, wszystko, co robią fotografowie, jest równie „uprawnione” do istnienia, nawet to, czego może jeszcze nie rozumiemy. Zdarzyło się kiedyś, że wspólnie oglądaliśmy prace, jakie wisiały w poznańskim Arsenale podczas któregoś tam Biennale Fotografii. Nie rozumiałem kompletnie jakiegoś zestawu, więc zapytałem Zbyszka, o co tu chodzi, a on odparł: – Picasso na początku też nikt nie rozumiał, więc nie akceptował. 

To dało mi do myślenia: tak, Zbyszek miał rację, trzeba być otwartym na różne rodzaje twórczości, trzeba starać się je zrozumieć, trzeba wykonać czasem trudną pracę myślową, nie wolno się zamykać, zasklepiać. Podobnie zresztą jest z jego własną twórczością – to nie są ładne obrazki, które poza ową pierwszą „naskórkową” warstwą nie mają niczego więcej do przekazania. Jego fotografia, to „znaki semantycznie dwuwarstwowe”, które oprócz wartości czysto artystycznych, wizualnych, zawierają też warstwę komunikacyjną, czyli tzw. przesłanie, które należy odtworzyć, bo go nie widać w zwyczajnym, powierzchownym, potocznym, bezrefleksyjnym oglądzie. 

To była najważniejsza nauka, jaką wówczas od Zbyszka odebrałem i którą redagując „KF” później i teraz stosujemy: nie prezentujemy tylko jednego rodzaju fotografii, jesteśmy otwarci na wszelkie przejawy twórczości fotograficznej – nie ma fotografii lepszej i gorszej, są tylko lepsze lub gorsze realizacje w ramach swoich koncepcji. Tak jak w muzyce, blues nie jest lepszy czy gorszy od np. opery, czy popu, są jedynie lepsi lub gorsi bluesmani, czy jazzmani. I takie podejście nam się sprawdza. 

Czytając i oglądając fotografie zamieszczone w monografii „Zakres widzenia”, przypomniało mi się pewne zdarzenie związane z jedną z wystaw Zbigniewa Tomaszczuka, czyli wystawą „Za(kres) widzenia” w listopadzie 1998, którą wieszałem z Erykiem Zjeżdżałką we wrzesińskim Muzeum Regionalnym im. Dzieci Wrzesińskich. Zabawy było co nie miara, bo wiele fotografii Zbyszka wyrastało z jego ogromnego poczucia humoru, a i wino, jakie przy tej fizycznej pracy nam towarzyszyło nie było bez znaczenia. Było wesoło… Myślę, że publiczna premiera tych zdjęć po tylu latach ma sens, tym bardziej, że parę dni temu przypadła kolejna rocznica śmierci Eryka.

Skomentuj

This Pop-up Is Included in the Theme
Best Choice for Creatives
Purchase Now