Projekt Odra
Katastrofa ekologiczna na Odrze trwa kolejny miesiąc. Masowa śmierć zwierząt i zniszczenia ekosystemu rzeki skłaniają do zadawania pytań zarówno o rolę dzikiej przyrody dla człowieka, jak i o skuteczność polityk publicznych w zakresie ochrony środowiska.
Przy wsparciu European Climate Foundation kolektyw Sputnik Photos realizuje projekt związany z sytuacją na Odrze.
Rafał Milach, Justyna Streichsbier, Michał Łuczak, Adam Pańczuk, Agnieszka Rayss i Karolina Gembara zbierają historie o katastrofie ekologicznej na Odrze współpracując z dziennikarzami_kami i aktywistami_kami.
Będziemy starali_ły się patrzeć na sprawę Odry szeroko, wykraczając poza newsowe narracje.
Zapraszamy do śledzenia projektu #ODRA na Facebooku i Instagramie.
***
Milena Soporowska: Jak widzisz rolę współczesnego fotografa_ki dokumentalnego_ej?
Rafał Milach: Rola twórcy_czyni w obecnym kontekście społeczno-politycznym w moim przekonaniu wiąże się przede wszystkim z odpowiedzialnością. Wierzę, że jako fotograf mam w ręku narzędzie, które odpowiednio użyte, ma spory potencjał perswazji, a w koalicji z innymi działaniami może kształtować rzeczywistość, która nas otacza. Fotografia może mieć w takim wypadku charakter interwencyjny, prewencyjny lub proaktywny, może korzystać ze strategii dokumentalnych, ale niekoniecznie. Jako twórca staram się być jak najbardziej użyteczny społecznie i przekładać zasoby, którymi dysponuję, czyli w tym przypadku głównie fotografię oraz pewne zdolności organizacyjne, na zaangażowanie w bieżące problemy.
Dlaczego fotografujesz protesty?
Jako społeczeństwo znaleźliśmy się w punkcie krytycznym. Skala napięć na linii władza -społeczeństwo, dyskryminacji, łamania praw człowieka i zasad demokracji osiągnęła taki pułap, że zaczął się proces przeformatowania wartości. Spora część napięć manifestuje się na ulicy. Gromadzenie dokumentacji z tych wydarzeń uważam za istotne z perspektywy obecnej, ale też kolejnych lat. Jest to dla nas ważny moment formowania się społeczeństwa obywatelskiego. Dokumentując okazuję solidarność i wzmacniam głos protestujących, przedłużam pole protestu oraz podtrzymuję dyskurs wokół problemów, które nie kończą się wraz z zakończeniem demonstracji.
Jako baczny obserwator i rejestrator protestów widzisz jakieś zmiany w sposobie manifestowania postulatów przez ich uczestników_czki?
Mam wrażenie, że nauczyliśmy się protestować. Zaznaczać swoją obecność w przestrzeni publicznej. Dzięki zaangażowaniu twórczyń i twórców wizualnych protesty stały się plastyczne, a to z kolei stwarza potencjał kreowania nośnych, symbolicznych obrazów. Flagi, banery, znaki graficzne, układy choreograficzne i muzyka składają się na performans, który odgrywa się przed naszymi kamerami. “Marsz żałobny dla Odry” to bardzo ważny i potrzebny rytuał, który powinniśmy przeżyć nie tylko w grupach aktywistycznych, ale jako całe społeczeństwo. Może to pozwoliłoby nam myśleć o rzece i całym jej ekosystemie w sposób podmiotowy a nie wyłącznie utylitarny.
„Marsz żałobny dla Odry” przeszedł 21-go sierpnia bulwarami Wiślanymi w Warszawie. Protest odbył się na kilka dni po tym jak w wyniku zatrucia wody, Odrą spłynęło tysiące martwych ryb i zwierząt rzecznych. Osoby uczestniczące w marszu protestowały przeciwko systemowym i niekontrolowanym zrzutom ścieków oraz toksyn do polskich rzek, regulacji i betonowaniu brzegów oraz budowaniu zapór, które niszczą rzeczne ekosystemy.
Jesteśmy przerażone i przerażeni, wściekłe i wściekli, pogrążone i pogrążeni w smutku. Razem z kilkudziesięcioma organizacjami obywatelskimi i przyrodniczymi, ze wsparciem ludzi którzy nie potrafią obojętnie patrzeć na dziejącą się katastrofę, chcemy krzyczeć, milcząc. Wbrew zgiełkowi, wbrew przekrzykiwaniu się we wskazywaniu winnych, wbrew ugrywaniu własnych interesów na tragedii. Chcemy przeżyć żałobę. Razem.
Napisały osoby aktywistyczne organizujące sierpniowy „Marsz żałobny dla Odry” w Warszawie.
Rafał Milach– fotograf, artysta wizualny, aktywista i wykładowca. Podejmuje tematy dotyczące, systemowej opresji oraz napięć polityczno-społecznych w regionie byłego bloku wschodniego. Autor publikacji fotograficznych krytycznie przyglądających się systemom kontroli i strategiom protestu. Profesor Szkoły Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego w Katowicach. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Magnum Foundation i Europejskiej Fundacji Kultury. Laureat konkursu World Press Photo, finalista Deutsche Börse Photography Prize oraz Paszportów Polityki. Współzałożyciel kolektywów: Archiwum Protestów Publicznych i Sputnik Photos. Miał liczne wystawy w Polsce i na świecie. Jego prace znajdują się w kolekcjach m. in. Muzeum Sztuki Nowoczesnej, CSW Zamek Ujazdowski, Fundacji Sztuki Polskiej ING. Członek stowarzyszony agencji Magnum Photos.
***
Milena Soporowska: niedawno zakończyłaś swoją “pierwszą rzeczną podróż”. Dlaczego chciałaś fizycznie przebyć ten dystans?
Justyna Streichsbier: Wiedziałam, że płynąc, mogę się wiele nauczyć – zarówno o łódce, jak i rzece oraz samej sobie. Myślę, że nie mogłam mieć lepszego przewodnika od Michała Zygmunta, artysty dźwiękowego, aktywisty i człowieka rzeki, który przemierzył tę trasę kilka miesięcy wcześniej. Ta podróż to wielka nauka odpuszczania.
Nie jestem osobą, która łatwo podejmuje decyzje. Właściwie to mam z tym duży problem. Jednak jeśli chodzi o łódkę, nie miałam żadnych wątpliwości. Wykonałam wtedy kilka prostych kroków: kupiłam ją i na nią wsiadłam, a dalej poniosła nas rzeka.
Potrzebuję doświadczać fizycznie świata. Bardziej niż intelektualnie. Nawet to, że wybieram fotografię analogową jest myślę tego konsekwencją. Jakby istniało dla mnie tylko to, czego mogę dotknąć, choć oczywiście przeżywam rzeczy i sytuacje, które trudno takimi nazwać. Potrzebowałam w danym momencie czegoś bardzo prostego i klarownego. Pychówka (prosta, tradycyjna łódka – przypis red.) ma w sobie pewną surowość i konkret. Wsiadam, odpalam silnik, skręcam ster w prawo-jadę w lewo, skręcam ster w lewo-jadę w prawo. Takiej prostoty potrzebuję w tym momencie. Bez kombinowania. Nic więcej.
Czy w trakcie swojej podróży poznałaś jakiś ludzi związanych z rzekami, które przemierzałaś? Jakieś spotkanie szczególnie zapadło Ci w pamięć?
Właśnie zdałam sobie sprawę, że wokół siebie mam większość ludzi związanych z rzeką – w tym moich rodziców, którzy nie wyobrażają sobie wiosny czy lata bez przebywania nad Wartą czy Odrą.
Sama od lat jestem związana ze Statkiem Kultury, na którym odbywają się warsztaty dokumentalne „Laboratorium Rejs”. Wśród bliskich mi ludzi są m.in. Szymon Mizera, jego bracia, Piotr Wręga i cała załoga, Piotr i Tomek Włoch, czy wspomniany Michał Zygmunt i Rzeczny Uniwersytet Ludowy. Osoby takiej jak Jacek i Iza Engel z Koalicji Ratujmy Rzeki znałam już wcześniej. Podobnie Ewę Drewniak czy Martę Sitak, a także Justynę Budzyn czy Anię Kobyłkę i inne lubuskie Siostry Rzeki, które spotkałam podczas mojej podróży. To są eksperci, których słucham, bo mają wiedzę, którą po prostu warto usłyszeć. Rysiek Matecki z Zatoni Dolnej to z kolei osoba, którą dopiero poznałam. Często słyszę też o Sławku czy Magdzie Bobryk ze Stowarzyszenia 515. Tych ludzi jest mnóstwo.
Jaka była metoda Twojej pracy podczas realizacji materiału?
Wzięłam aparat analogowy, materiały, klisze – wszystko co miałam, a nie miałam wiele. To był moment, kiedy wszystko wydałam na łódkę i podróż. Byłam głównie nastawiona na płynięcie i przeżywanie. Tak naprawdę dosyć rzadko wyciągałam aparat, zresztą klisza ma swoje ograniczenia.
Aparat wzięłam po to, żeby mieć “zaświadczenie” z przebytej straty, ale i nowego początku. Żeby zapamiętać, niekoniecznie gdzieś coś pokazać. Płynąc ku Odrze nie wiedziałam już, co zastanę. Na początku, jeszcze zanim nastąpiło apogeum katastrofy, chciałam fotografować truchła. Jednak przemierzając Wisłę trudno było nie dostrzec życia. Było wręcz idyllicznie. Jednocześnie, obok tej bajkowej scenerii, cały czas słyszałam rozmowy telefoniczne Michała Zygmunta, w których przewijał się temat tragedii na rzece.
Ostatecznie fotografowałam samego Michała Zygmunta i łódkę, bo to było wtedy dla mnie najbliższe. Wpływając w Odrę nie doświadczyłam już obrazów zasłyszanych z rozmów. Nie było śniętych ryb, smrodu. W Widuchowej razem z Ewą Drewniak z Lubuskiego Klubu Przyrodników znalazłyśmy worki z rybimi szczątkami. Zrobiłam odciski trucheł na cyjanotypii i kilka polaroidów – żeby je zachować, zapamiętać. Będąc na rzece, poczułam się za nią odpowiedzialna. Ona dała mi dużo, chciałabym jej tez coś zwrócić. Jeszcze nie wiem w jakiej formie.
Historia jest prosta. Kupiłam łódkę. Drewnianą pychówkę. Za 3300 PLN. Taką jaką ma Michał Zygmunt, który jako pierwszy wpłynął na Odrę podobną tradycyjną łodzią rzeczną kilka miesięcy wcześniej. Właśnie wtedy, gdy zaprosił mnie na krótki rejs, wyraźnie poczułam, że chcę mieć taką samą. Przepięknie pachniała. Drewnem, pokostem i rzeką. Łódka – Czajka- bo tak ją nazwałam, podpisana gmerkiem, zrobiona została przez szkutnika Dominika Wichmana w Szamotach pod Warszawą. Zamiast transportować ją przyczepą, zwodowaliśmy ją w porcie Czerniakowskim, żeby przez Wisłę, Brdę, Kanał Bydgoski, Noteć i Wartę dotrzeć do Odry, do miejsca z którego pochodzę.
Straciłam pracę, właściwie wiele ostatnio straciłam, myślę, że po części nawet siebie, więc to co zyskałam to czas, który mogłam wykorzystać albo na zastanawianie się nad życiem, na szukanie pracy albo na łódkę. Wybrałam łódkę. I to była jedyna decyzja, którą musiałam podjąć. O reszcie zadecydowała rzeka.
Justyna Streichsbier – Absolwentka Akademii Morskiej w Szczecinie. Uczestniczyła w Programie Mentorskim Sputnik Photos 2019/2020. Studentka Akademii Sztuki w Szczecinie. Animatorka. Współtworzy i koordynuje projekty w zakresie animacji i edukacji kulturalnej. Finalistka 20 edycji Artystycznej Podróży Hestii (Atlas Ptaków) i wrocławskiego TIFF OPEN 2021 Medium fotografii wykorzystuje w dwóch celach: społecznego zaangażowania i własnej obserwacji. Od 2014 roku ściśle współpracuje ze Statkiem Kultury.
***
Milena Soporowska: co najbardziej poruszyło Cię w postawie miłośników_czek rzeki związanych z odrzańską przystanią turystyczną w Cigacicach?
Karolina Gembara: przede wszystkim Cigacice są bardzo przyjaznym miejscem. Od samego początku czułam się tam bardzo dobrze, choć nie znałam tej społeczności. Odwiedziłam ją po raz pierwszy dwa lata temu z moją studentką Justyną Streichsbier, która mieszka w Kostrzynie nad Odrą. Ludzie związani na co dzień z Cigacicami — Szymon Mizera i jego Statek Kultury, artysta Michał Zygmunt, czy bracia Włochowie, Piotr i Tomasz i ich restauracja — to osoby i miejsca bardzo przyjazne, co widać gołym okiem. Teraz, w momencie kryzysu, nie załamują się. Oni od dawna wiedzą, co pomaga rzece, a co jej szkodzi. Trzeba ich słuchać. Organizują spotkania, wykłady, rozmawiają z lokalną administracja. Bardzo mi imponuje ich wiedza i motywacja.
Jaką rolę pełni rzeka w tej społeczności?
Moja przyjaciółka, która wychowała się w Zielonej Gorze pamięta, że Cigacice były takim pierwszym miejscem spotkania z rzeką. Odra omija miasta i trzeba pojechać na północny wschód, w kierunku Sulechowa, żeby się z tą rzeką spotkać. Wąski most z sygnalizacją świetlną i widoczne z daleka domy, zbudowane tuż nad brzegiem, dobitnie mówią: tu jest rzeka, trzeba zwolnić, rozejrzeć się. Zresztą jeszcze za czasów niemieckich Cigacice były doceniane właśnie z tych powodów. Były małym kurortem, do którego wpadało się na weekend z Berlina. Te tradycje w pewnym sensie umarły i dopiero dzięki staraniom kilku osób powrócono do myśli, aby utworzyć port i przystań, aby na nowo przyciągać ludzi. Rzeka daje pracę osobom, które gotują w restauracji, które organizują warsztaty dla dzieciaków na barce, które obsługują barki. Jest ona — czysta i dzika — warunkiem tego, by ludzie chcieli przyjechać, zjeść, popływać. To jeden wymiar — merkantylny, ale tych ludzi by tam nie było, gdyby nie kochali Odry.
Jak Ty personalnie odbierasz katastrofę na Odrze?
Odra jest rzeką regionu, z którego pochodzę, podobnie jak Nysa. Jednak nigdy nie miałam jakiejś specjalnej relacji z wodą, jako dzieci nie kąpaliśmy się w rzekach. Czasy studenckie to oczywiście imprezy nad Odrą we Wrocławiu. Ale to także koszmar powodzi z 1997, kiedy Nysa zniszczyła sklep moich rodziców. Kilka tygodni temu byłam nad Renem w Bazylei i doznałam prawdziwego szoku — rzeka jest tak czysta, że ludzie płyną głównym nurtem z wodoodpornymi plecakami, następnie wychodzą na brzeg, wyjmują suche ubrania i idą do pracy. Żałuję, że nigdy nie miałam takich doświadczeń, że nikt mnie nie uczył rzeki, że nie była ona nigdy tak przyjazna w moich oczach, że przestrzegano mnie przed nią. Ogromnie szkoda mi całego ekosystemu wokół rzeki, zwierząt, ryb które cierpią, szkoda mi także wysiłku takich ludzi, jak w Cigacicach, którzy ciężko pracują, aby przywracać tę wiarę w rzekę, dzielić się pasją, której nikt mi nigdy nie pomógł doświadczyć. Jest to dla mnie również kolejna katastrofa polityczna — kłamstwa, opieszałość, nieudolność i brak konsekwencji wobec trucicieli, niewiedza pani minister, która nazwała tę katastrofę “naturalną”, a wcześniej polowanie na winnego, tak jakby można było wskazać jeden podmiot i załatwione. Jest to także katastrofa społeczna i ekonomiczna. A z wykładów dr Marty Sitek wiem, że będzie się ona powtarzać.
Na kilka dni przed ujawnieniem katastrofy ekologicznej odrzańska przystań turystyczna w Cigacicach obchodziła swoje 15-lecie. Od momentu powstania gromadzi wokół siebie zwartą społeczność miłośników rzeki, ekologów czy restauratorów. Dziś, kiedy przyszłość portu stoi pod znakiem zapytania, próbują oni znaleźć rozwiązania, edukują, rozmawiają z lokalnymi politykami. Walczą o swoją rzekę.
Zdjęcie 01: Dr Marta Jermaczek-Sitak z synem Tymkiem, Cigacice, wrzesień 2022
cytat: Czy do rzeki można teraz wchodzić? Oprócz skażenia chemicznego w rzece jest skażenie bakteriologiczne — wciąż leżą w niej martwe, rozkładające się ryby. Nie zabije nas to od razu, ale na pewno dzieci do Odry nie wpuszczę (dr Marta Jermaczek-Sitak)
Zdjęcie 02: Widok z barki w przystani turystycznej w Cigacicach, wrzesień 2022
cytat: Katastrofa, która się wydarzyła coś w nas ruszyła. Nagle zaczęło nam na tej rzece zależeć. Tak to chyba często jest. Zainteresowanie rzeką wzrosło. Czy trzeba było katastrofy? Może czasami trzeba kubła zimnej wody na głowę, żeby zobaczyć co się wokół nas dzieje. (dr Marta Jermaczek-Sitak)
Zdjęcie 03: Piotr Włoch (z lewej) z bratem Tomaszem, Cigacice, wrzesień 2022
cytat: Kiedy zaczynaliśmy 12 lat temu nie przyjeżdżał tu pies z kulawą nogą. Wydałem wszystkie oszczędności na budowę łajb. Ludzie pukali się w głowę, ale okazało się, że można tu zrobić coś niezwykłego. Sprowadziłem brata, który prowadzi restaurację, mamy kontakt z winiarzami, żyjemy w wielkich przyjaźniach i nawzajem się wspieramy, bo zdajemy sobie sprawę, jak wiele zależy tutaj od rzeki. (Piotr Włoch)
Zdjęcie 04: Ewa Drewniak – ekolożka, edukatorka, przyrodniczka, działaczka Koalicji Ratujmy Rzeki, pracuje w Stacji terenowej Klubu Przyrodników w Owczarach
cytat: Rzeka to nie tylko woda płynąca jej korytem, to także jej dopływy i zlewnia. Rzekę można porównać do liścia. Jego środkowy nerw, jest jak koryto rzeki, nerwy boczne – jak dopływy, blaszka liścia to zlewnia rzeki. Wszystko to tworzy całość i system zależności. (Ewa Drewniak)
Zdjęcie 05: Cigacice, wrzesień 2022
cytat: Rzeka jest zbyt wyprostowana, uregulowana, ma mało zakoli, starorzeczy, zarośniętych brzegów, bagien – miejsc, w których mogla by się oczyszczać. Nie ma się też gdzie wylewać — tereny zalewowe są osuszane i budowane są domy, w których prędzej czy później woda się pojawi. Nie możemy wciąż przybliżać się do rzeki, musimy dać jej miejsce, by mogła się rozlać w razie potrzeby. (Ew Drewniak)
KarolinaGembara– fotografka, badaczka, aktywistka, autorka projektów partycypacyjnych z udziałem osób uchodźczych i migranckich. Ukończyła stosunki międzynarodowe i dziennikarstwo, studiowała historię sztuki, fotografię i kulturoznawstwo. Absolwentka Programu Mentorskiego Sputnik Photos, doktorantka Szkoły Filmowej im. K. Kieślowskiego. Członkini Sputnik Photos i Archiwum Protestów Publicznych, autorka wydawnictw fotograficznych, wykładowczyni.
2 Komentarzy
Krzysztof Ligęza
Brakuje informacji: „Sponsorowane ze środków Georga Sorosa”.
Żałosny cyrk…
Krzysztof Ligęza
Czy będzie nowa odsłona, tym razem uśmiechniętych ryb z Odry, czy też tym razem banda sługusów nie dostała odpowiedniego dofinansowania?