Autoterapia autoportretami – Mateusz Kowalczyk
Nie ma chyba fotografa, który nie wykonałby autoportretu. Najbardziej znany spośród pionierów wynalazku fotografii był z pewnością Hippolyte Bayard, który już w 1840 roku fotografując siebie jako „samobójcę” wyraził swój ogromny żal do całego świata, że to nie jemu przyznał palmę pierwszeństwa w wynalezieniu fotografii, tylko jakiemuś tam Daguerrowi, czy Talbotowi.
Także późniejsi twórcy bardzo często sadzali siebie przed swoimi kamerami. Błazeństwa przed obiektywem Witkacego na przykład, gdyby autor nie był „tym” Witkacym, prawdopodobnie w ogóle nie zostałyby zauważone jako wybitne fotografie, które wchodzą do top of the top historii polskiej fotografii. Stanisław Ignacy Witkiewicz wielkim twórcą był, zwłaszcza w literaturze, teatrze i malarstwie, ale np. w filozofii, do której aspirował, już nie. Moim zdaniem wielkim fotografem też nie był, ale nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś uważał inaczej.
Malarstwo Jacka Malczewskiego sporo by straciło, gdyby nie zawarte w nim autoportrety. Do dziś historycy sztuki toczą spory o to, czy nałogowe obsadzanie siebie w różnych rolach, wynikało z narcyzmu malarza, czy z innych powodów. Zdaniem badaczki twórczości Malczewskiego, Zofii Katarzyny Posiadały, skłonność artysty do umieszczanie siebie na obrazach nie wynikała z narcyzmu malarza. – Malowanie siebie było dla niego po prostu najprostsze. On zawsze malował z modela, a siebie miał zawsze pod ręką. Po prostu brał lustro i malował.
Renesans autoportretu w kulturze masowej naszych czasów zaczął się parę lat temu, kiedy nastała epoka „selfie” i „słitfoci” i w ogóle mediów społecznościowych, które wymagają tworzenia i publikowania tego typu zdjęć. Ludzie wręcz oszaleli, aby zrobić sobie jak najoryginalniejszą fotografię i dla lajków są skłonni nawet zaryzykować życie. Jak wyczytałem „w internetach”, rocznie z tego powodu ginie w świecie ponad 120 osób.
Mateuszowi Kowalczykowi ten los nie grozi, ponieważ on do autoportretu podchodzi zupełnie inaczej, można powiedzieć – poważnie, choć na swój sposób też odważnie, a nawet ryzykownie. W jego przypadku ryzyko (niewielkie!) polega na możliwości odrzucenia przez odbiorców obrazów jego produkcji, w których główną rolę gra jego ciało, często nagie. Co prawda, Mateusz nie jest ani pornografem, ani ekshibicjonistą, ale to, co pokazuje całemu światu też wymaga odwagi. No i akceptacji swojej fizyczności, trzeba się sobie podobać. Na szczęście, Mateusz Kowalczyk fotografuje siebie, jak przypuszczam, nie w celach autopromocyjnych, tak jak nastolatki na Instagramach i innych Tik Tokach, ale po to, żeby pokazać swoje możliwości twórcze, aby stworzyć fotografie, które chce się oglądać. A chce się je oglądać, bo zaskakują. Raz są bardzo klasyczne, żeby nie powiedzieć glamour, jak np. na fotografiach przy korzeniach drzewa, czy postać leżąca na prawie poziomym drzewie, a drugi raz przypominają fotografie nieboszczyków w zakładzie medycyny sądowej na zdjęciach Sally Mann lub z policyjnej dokumentacji nieszczęśliwych wypadków.
Z niecierpliwością czekam na dalsze dokonania Mateusza Kowalczyka. Wybrał sobie trudną drogę twórczą. Autoportret bowiem jest z jednej strony „łatwy”, bo modela ma się pod ręką zawsze, ale też trudny, bo wymaga ogromnej kreatywności w wymyślaniu scen do sfotografowania. Autoportrety Mateusza realizowane są w plenerze, a nie w studio, co już samo w sobie stanowi duże wyzwanie dla modela, który dodatkowo, żeby nie było za łatwo, korzysta z mało poręcznego sprzętu, czyli kamery 4×5 cala, a migawkę wyzwala przy pomocy parometrowego wężyka spustowego zakończonego „gruszką”. Nie widziałem odbitek, ale użyta technika wielkoformatowa, gwarantuje świetne kopie.
Oto informacje, jakie o sobie przysłał Mateusz Kowalczyk:
Jolanta Brach-Czaina, Między istnieniem a nicością, 2021: (…) Kiedy próbujemy zrozumieć przekaz płynący ku nam z egzystencjalnego konkretu, ostatecznie dochodzimy do zrozumienia samych siebie. Być może dzieje się tak dlatego, że sami jesteśmy egzystencjalnym konkretem i że dochodzi do spotkania istnienia, w którym ujawnia się wspólny sens. Rozumienie w obrębie bytu polega na zrozumieniu, na odkryciu tego, co jest skierowane do nas jako istniejące i przesłanie poprzez „coś”, co samo w sobie również istnieje. Musimy rozpoznać „coś” jako część całości i przynależącą do niej w sposób zasadniczy. Musimy więc rozpoznać fakt jako istniejący i przez jego istnienie ujawniający nasze istnienie. Chodzi o to, by patrząc na kamień, but czy karalucha zrozumieć, co nas łączy, a co dzieli. Jak istniejemy? W jakim kierunku? Jakie wartości wcielamy w życie?…
Każdy z nas nadaje sobie cel swojego istnienia. Wszystko dzieje się po coś. Tak jak istnienie, które potrzebuje ukierunkowania w drodze do celów. Podczas realizacji chciałem nawiązać do książki „Szczeliny istnienia”, która nasunęła mi wiele pytań. Jednym z nich jest „Jaki jest sens mojego istnienia?”. Do tematu podszedłem używając aparatu wielkoformatowego 4×5”, tak aby fotografia była swoistą terapią, wyciszeniem, a także ucieczką.
Mateusz Kowalczyk (1998, Poznań, Polska) – tworzy zdjęcia i filmy. Prace Mateusza były wystawiane w Polsce, ale także za granicą. Jego zdjęcia bezpośrednio wykorzystują codzienne doświadczenia artysty jako punkt wyjścia. Często są to przypadki, które w swoim pierwotnym kontekście pozostałyby niezauważone. Dotyka tematów mu bliskich takich jak swoje istnienie. Najbliższy jego realizacjom pozostaje szeroko rozumiany autoportret. W dalszym ciągu rozwija swoje myśli, jak i doświadczenia.
Bio – Edukacja:
Wielkopolska Szkoła Fotografii w Poznaniu 2018
Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu im. Magdaleny Abakanowicz 2019-2022, I stopień
Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu im. Magdaleny Abakanowicz 2022- w trakcie, II stopień.
Nagrody:
I miejsce Doroczna Wystawa Fotografii GTF, Gorzów Wlkp., 2022
I miejsce Vienna International Photo Award Wiedeń 2021, w kategorii studenci
I miejsce Konfrontacje Fotograficzne, Gorzów Wlkp., 2020
III miejsce XXV Ogólnopolski Konkurs Fotografii „Portret”, Trzcianka, 2020
II miejsce Doroczna wystawa Fotografii GTF, Gorzów Wlkp., 2019
III miejsce Doroczna Wystawa Fotografii GTF, Gorzów Wlkp., 2017
Publikacje:
Mój Fyrtel Pix house, 2020
Wystawy indywidualne:
Nikogo nie interesuje to, co czuję, Pix.House Poznań, 2022
Wystawy zbiorowe:
Doroczna Wystawa Fotografii GTF, Gorzów Wlkp., 2022
Tokyo International Photo Award, Tokyo, 2021
Vienna International Photo Award, Wiedeń, 2021
Kraków Photo Fringe, Kraków, 2021
Galeria Centrala, WITRYNA open call, Poznań, 2020
Konfrontacje Fotograficzne, Gorzów Wlk. 2020
IV Międzynarodowe Biennale Fotografii Definicja Przestrzeni, Kielce, 2020
17 Rybnicki Festiwal Fotografii, Rybnik, 2020
XXV Ogólnopolski Konkurs Fotografii „Portret”, Trzcianka, 2019
Wystaw się w Krośnie, Krosno, 2019
Doroczna Wystawa Fotografii GTF, Gorzów Wlkp.,
2018 Łódzkie Targi Fotograficzne, Łódź, 2017
Doroczna Wystawa Fotografii GTF, Gorzów Wlkp.
4 Komentarzy
4na5
4×5 z elektronicznym wężykiem spustowym ?
PS
<> Przepraszam za zamieszanie.
Waldemar Śliwczyński
Nic nie wiem o „elektronicznym” wężyku spustowym, pisałem o zwykłym, analogowym wężyku spustowym zakończonym „gruszką”. Pewnie istnieją wężyki elektroniczne (piloty), ale po pierwsze – nie wiem czy na pewno, a po drugie – wątpię, czy da się je wykorzystać do kamer 4×5, które pozbawione sa elektroniki i w ogóle prądu. Pozdrawiam.
WZ
Ignorancja i nieuważne przeczytanie tekstu jest po mojej stronie. Nie miałem pojęcia o tak długich mechanicznych wężykach, jak tutaj użytych przez modela/twórcę. W tekście oczywiście jest „a migawkę wyzwala przy pomocy parometrowego wężyka spustowego zakończonego gruszką…”, co zamieściłem w PS, lecz nie zostało opublikowane ze względu na użycie znaków czytanych jako kod strony.
„Pewnie istnieją wężyki elektroniczne (piloty), ale po pierwsze – nie wiem czy na pewno…”
Istnieją, na podczerwień albo z kablem, łudząco podobne, stąd zareagowałem jak pies Pawłowa. Nazwa wężyk dla elektroniki chyba nie jest odpowiednia, z uwagi na fakt, że to nie jest urządzenie mechaniczne i ów „wężyk” to zwykły przewód/kabel sterowany elektroniką.
Bardzo dziękuję za komentarz. Pozdrawiam serdecznie,
WZ