Tor Eigeland – wiarygodne media informacyjne są dziś ważniejsze niż kiedykolwiek
Pamiętnego 8 stycznia 1959 roku Fidel triumfalnie wjechał do Hawany. Wygrał swoją “revolutión”. Za pierwszym razem nie udało mi się z nim porozmawiać, ale udało mi się zamienić kilka słów z Raulem Castro, bratem Fidela. Raul powiedział mi, że w mieście Camaguey będą sądzić i roztrzeliwać kontrrewolucjonistów i czy zechciałbym być świadkiem tych wydarzeń? Bardzo grzecznie odmówiłem na tak miłe zaproszenie.
Powyższe słowa Tora Eigelanda pochodzą z jego ostatniej książki “Stuff Happens”, w której opisuje on swoje ponad 50-letnie doświadczenie fotoreportera, pracującego na całym świecie. Tor fotografował dla największych tytułów, takich jak „Life Magazine” czy „National Geographic”, ale przede wszystkim eksplorował mój ulubiony Bliski Wschód. Tak właśnie zaczęła się moja znajomość z tym niesamowitym Norwegiem.
Fotografie Tora odkryłem podczas poszukiwań fotografii z Iraku i Omanu. Szybko znalazłem kontakt do Tora i zapytałem go o możliwość nabycia jego ostatniej publikacji wraz z autografem. Tydzień później wyjąłem ze skrzynki pocztowej sporą książkę. Po przeczytaniu pierwszego rozdziału zapadłem się w lekturze zupełnie…
“Stuff Happens” jest niesamowicie wciągająca. Napisana w bogatym, dziennikarskim stylu, trochę przypomina reportaże Ryszarda Kapuścińskiego. Nic dziwnego, gdyż obaj panowie pracowali w tych samych czasach i odwiedzali te same rejony świata. Dziś, kiedy piszę te słowa, Tor ma już 91 lat i spędza czas na archiwizowaniu własnych zdjęć oraz spisywaniu swoich wspomnień. Pracę fotografa zaczął zaraz po II wojnie światowej, a ostatnie zlecenie dla prasy wykonał w 2015 w marokańskim Tangerze, mając 84 lata! Przygód miał tyle, że mógłby obdarzyć nimi niejedno ludzkie życie. Zresztą podobnie było z Kapuścińskim.
Przygody Tora fascynują mnie też z innego względu – są sentymentalną podróżą do przeszłości, jaką nazywam „złotymi czasami” dla fotografii prasowej, czy podróżniczej. Wtedy rasowi fotografowie mieli czas i środki na tworzenie złożonych historii, które poźniej wiele razy czytało się w opiniotwórczych magazynach. Tor Eigeland pracował w czasach, w których mógł swobodnie fotografować spontanicznie uśmiechającego się Husaina bin Talala – króla Jordanii. Dziś, szansa na taką sesję byłaby dramatycznie mała, jeśli w ogóle możliwa, zważając na obecne procedury, armie prawników i wszechobecną nieufność.
Lektura jego książki skłoniła mnie do kilku refleksji o współczesnej fotografii, jej funkcjonowaniu w mediach oraz kondycji samych fotografów, w świecie pędzących informacji, natłoku faktów czy permanentnego spadku jakości, w nieskończonym wyścigu z czasem i szybkością przekazu.
Jak oceniasz różnicę pracy w czasach przedinternetowych i dzisiejszych?
– Największą różnicą jest to, że technologia i internet w ciągu zaledwie kilku lat znacznie wszystko przyśpieszyły. Natychmiastową transmisję zdjęć i tekstu uważamy za oczywistość. Jako fotoreporter od lat 60. dobrze pamiętam czasy, kiedy wysyłałem paczki niewywołanych rolek filmu z odręcznymi podpisami do montażystów na całym świecie. DHL i FedEx miały kluczowe znaczenie dla mojej międzynarodowej pracy, czasami nawet zwykły system pocztowy. Potem pojawiły się aparaty cyfrowe i internet, zmieniając wszystko i sprawiając, że o wiele więcej czasu trzeba spędzać przy komputerze. Gazety, jako pierwsze wykorzystały tę technologię, ponieważ wymagają szybkiej publikacji artykułów, a jakość zdjęć była mniej ważna. Czasopismo kolorowe, z którym współpracowałem, musiało czekać dłużej aż poprawi się fotografia cyfrowa. Media internetowe w ogóle nie istniały do stosunkowo niedawna, ale z pewnością nie zabiły mediów drukowanych, jak niektórzy przewidywali.Uważam się za szczęściarza, że większość mojej kariery to czas, w którym wszystko działo się wolniej. Media społecznościowe to też zupełnie inny świat i choć jest to konieczne – z czasem odczuwa się jego wypalenie. Ciekawie będzie zobaczyć, dokąd pójdzie to dalej.
Czy masz wrażenie, że obecne internetowe media są znacznie gorsze jakościowo od tych z przeszłości?
– Moim zdaniem, jako odbiorcy wiadomości ze świata, trzeba bardzo uważać na informacje internetowe i wybierać tylko wiarygodne źródła medialne. Jest tak wiele „wiadomości”, że wszyscy zaczęliśmy się obawiać tego, jak można manipulować obrazami, w celu zniekształcenia faktów. Fake news to kolejny poważny problem i z pewnością niepokojący jest fakt, że tak wielu młodych i dorosłych czerpie informacje z niewiarygodnych źródeł, takich jak Facebook czy TikTok. Propaganda zalewa cyberprzestrzeń. Media polegają teraz na „dziennikarzach obywatelskich” z telefonem komórkowym, aby relacjonować wydarzenie. Polega się na kimś miejscowym, ze znacznie większym zrozumieniem lokalnego języka i kultury niż dziennikarza, który mógłby przylecieć z daleka. Profesjonalne, godne zaufania media informacyjne są teraz bardziej ważne niż kiedykolwiek.
Na jego zdjęciach jest jeszcze coś wyjątkowego – brak wszędobylskiego plastiku, śmieci, worków foliowych i logotypów zglobalizowanych produktów, które w dzisiejszych czasach zalewają świat. Patrząc na zdjęcie piramidy Cheopsa w Egipcie, szczególnie zwróciłem uwagę na brak śladów masowej turystyki, ciągnących „jak po sznurku” autokarów z turystami, zatrzymującymi się głównie obok straganów z chińską, plastikową tandetą. Tego naprawdę zazdroszczę fotografom pracującym na Bliskim Wschodzie kilka dekad przede mną. Wciąż mam przed oczami zawalony plastikiem syryjski interior czy bazar w sudańskim Omdurmanie.
Jeden ze swoich projektów Tor uważa za szczególnie ważny. To opowieść o Arabach Bagiennych z południowego Iraku. Tak wspomina ten reportaż:
– Chociaż wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, to historia dowiodła, że mój materiał o Arabach Bagiennych z Iraku w 1967 okazał się najbardziej wartościowy. Zdjęcia robiłem do książki zatytułowanej „Kolebka cywilizacji”. To była dla mnie wyjątkowa podróż. Zostałem przeniesiony w czasie do zupełnie innego świata, w którym wszystkie aspekty życia wyglądały tak, jak przez tysiące lat wcześniej, na wodzie i wśród bagien. To właśnie ze względu na osuszenie i zniszczenie tego regionu przez Saddama Husajna, mój zapis tamtego świata, jakieś 25 lat wcześniej, stał się tak ważny. Relacja z mojej wyprawy znajduje się w mojej najnowszej książce, ale w 2014 roku wydałem osobną publikację – fotoreportaż, zatytułowany “When All the Lands Were Sea” z wieloma innymi zdjęciami Arabów Bagiennych. Moje obrazy stały się przedmiotem zainteresowania antropologów i historyków. Wielu nazywa tych ludzi zagubioną cywilizacją.
To pierwszy artykuł i publikacja o Torze Eigelandzie w języku polskim, co bardzo ucieszyło bohatera tej opowieści. Dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o tym jak pracowali fotoreporterzy w czasach świetności mediów tradycyjnych odsyłam do strony – www.toreigeland.com.
Gorąco też polecam jego ostatnią książkę “Stuff Happens. The Far from Humdrum life of a Photojournalist”.
Poznań, 13 sierpnia 2022