Światło nordyckiego mroku według Agaty Mayer
Kontrastowa natura Północy uświadamia, że oprócz baśniowej przyrody podkolorowanej akwarelami mistrza ilustracji i króla dziecięcej fantazji Johna Bauera, pełnej niezwykłych stworów wywodzących się ze szwedzkiego folkloru, istnieje też i natura pełna niepokoju, mroku i mistycyzmu, przywodząca na myśl nordycki szamanizm i staroskandynawskie sagi.
Ilustracje Bauera zawładnęły wyobraźnią pokoleń Szwedów. Wierzono, że przyroda jest wytworem złośliwych trolli, potężnych krasnoludów, niesfornych elfów i wodzących na pokuszenie czarownic skrywających się gdzieś w gęstych, południowych lasach Smålandii czy na dzikich górzystych ziemiach Samów, na których czuć prastarą tajemnicę i unoszące się niebezpieczeństwo. Kiedy słyszy się o baśniowych istotach żyjących pośród ludzi, świecie pełnym magii, czarów i runicznych mocy, wyobraźnia sama zaczyna działać. Urzekająca aura bezkresnej Północy, silny związek z naturą i zamiłowanie do nietypowego światła, będącego paralelą „światła duszy” zawsze leżały w kręgu zainteresowania badaczy kultury skandynawskiej, tamtejszych pisarzy, malarzy, ilustratorów, fotografów i filmowców.
Nic w tym dziwnego. Światło i natura półwyspu Skandynawskiego są niezwykle oryginalne i odmienne, nawet względem państw znajdujących się w tej samej strefie klimatycznej. Charakterystyczny dla zmierzchów polarnych nocy, mglistych lasów i wyrastających pośród kniei jezior, szafirowy kolor nordyckiego światła nie bez powodu stał się dominującą barwą malarstwa skandynawskiego pod koniec XIX wieku. Melancholie Północy wpisane w romantyzm narodowy i osadzone w scenerii surowego klimatu dodawały posmaku nie tylko sztuce malarstwa, ale i literaturze i sztukom widowiskowym. Niezależnie od gatunku w jakim tworzą Skandynawowie, przewijający się przez ich dzieła mistyczny mrok jest zapisem wewnętrznych stanów i egzystencjalnych wątpliwości. Należy pamiętać, że twórcy często sami zmagają się z różnymi chorobami, nałogami i wewnętrznymi demonami, tworząc pod wpływem odurzenia i wielkiego cierpienia. Dlatego świat, który przedstawiają wciąga, stając się pretekstem do głębszej refleksji. Jest bardziej skomplikowany i trudno przyswajalny dla przeciętnego odbiorcy, ale za to prawdziwszy i bardziej szanowany. Jest też pełen harmonii i minimalizmu. Właśnie taką Skandynawię odkryłam podczas długich miesięcy spędzonych w wikińskich lasach i górach, poznając lokalną kulturę, dawne tradycje i uwieczniając to wszystko na średnim formacie i małoobrazkowych negatywach. Melancholie Północy różnią się od tych włoskich czy francuskich, pełnych południowego słońca, błogości i pogodnego smutku właściwego dla kultury śródziemnomorskiej.
Mamy tutaj do czynienia z przeszywającą melancholią straty i degradacji, nordyckim noir jak w powieściach kryminalnych Mankella czy Larssona, metaforą nastrojów społecznych uwypuklających ponurą rzeczywistość i ciemną stronę państw dobrobytu. Wszystko dodatkowo potęgowane jest infernalnymi obrazami mrocznej natury, w której panuje pierwotny chaos i jakiś niewytłumaczalny obłęd, jak w dziełach kontrowersyjnego, duńskiego ekscentryka Larsa von Triera. Z kolei refleksje nad życiem, wiarą i śmiercią, zaduma nad przemijalnością i samotnością człowieka oraz próba zmierzenia się z tajemnicą natury rozumianej jak bóstwo najwyższe, to kanwa większości dzieł mistrza nastroju vemod, wybitnego humanisty Ingmara Bergmana, który zmienił oblicze skandynawskiej kinematografii przesuwając granice w coraz to trudniejsze obszary intelektualne i minimalizując obraz do maksimum. Zawsze uważałam, że nie tak daleko od skandynawskiego minimalizmu do nordyckiego noir, którym zajęłam się po powrocie do Sztokholmu w 2016. W obu nurtach liczy się przecież impresja, stonowane barwy, harmonia i prostota inspirowana klimatem skandynawskiej egzotyki.